Jutrzenka w Centrum Rowerowym
Długość trasy: 32 kilometry.
Destynacje naszych wycieczek często wynikają z przypadku, ale też z konkretnych potrzeb. Dzisiaj Piotrek potrzebuje wpaść do sklepu po spodnie, Marcin przejechać się ulicą Jutrzenki, obaj chcemy zwiedzić największy sklep rowerowy w Polsce.
Umawiamy się na placu Narutowicza. Marcin ma tak blisko do domu, że mógłby dostać się tu na piechotę. Narutowicz to fajny patron miejsca, szkoda, że ojczyzna potraktowała go zabójczo. Gabriel Narutowicz urodził się na Żmudzi, studiował w Petersburgu. Był profesorem politechniki w Zurychu. Projektował hydroelektrownie, był ekspertem przy regulacji Wisły i budowie portu rzecznego w Warszawie. 11 grudnia 1922 został pierwszym prezydentem Polski, a po pięciu dniach już nie żył. Zginął w wyniku zamachu spowodowanego nagonką endeckiej prasy. Jak historia potrafi się w Polsce powtarzać.
Na placu mieści się akademik Politechniki Warszawskiej, jeden chyba ze starszych domów studenckich w Warszawie, bo otwarty pod koniec lat trzydziestych XX wieku. Po II Wojnie Światowej zyskał nazwę Alcatraz, ze względu na monumentalizm budowli i jej wielkość.
A obok jest okrąglak, kiedyś miejski szalet, teraz jest tu wyszynk.
A obok kościoła rozparł się klocek domu pogrzebowego, kompletnie niepasujący do placu.
Warszawskie place są jakieś dziwne. Zawsze jest na nich jakieś wizualne pomieszanie. Narutowicza i tak jest niezły, bo nie ma tu parkingu na środku i jest sporo zieleni.
Jedziemy sobie Żwirkami, Banacha, Grójecką do Instalatorów. Prawie zawsze podczas wycieczek trafiamy na upamiętnienie przelanej krwi – tym razem powstańców z 1944 roku.
Okolice torów kolejowych zabudowują się w Warszawie gwałtownie. Kiedyś nie mieszkało przy torach, teraz to świetna lokalizacja.
Pewnie kolej nieźle zarabia na sprzedaży terenów, bo w Warszawie wolne przestrzenie są głównie przy torach. To nic, że pociąg jedzie na wysokości okna.
Skręcamy w Szybką i przecinamy Aleje Jerozolimskie, buduje się tu na potęgę. Przy okazji objeżdżamy Rondo Beczka, jedno z mniejszych w mieście. Wzdłuż Alej jedziemy do Łopuszańskiej. Całkiem sensowna jest tu infrastruktura.
Potem skręcamy w Ryżową i tu już nie jest tak fajnie. W Alei 4 czerwca 1989 roku droga rowerowa znowu się pojawia i prowadzi nas do Factory. Tutaj Piotrek odbiera zamówione spodnie, w sklepie gdzie poprawki krawieckie są w cenie zakupu. Po drodze charakterystyczne warszawskie obrazki: mural fanclubu piłkarskiej drużyny, trochę industrialu i odzyskiwania przestrzeni pod nowe inwestycje.
Wracamy do Ryżowej, a potem skręcamy w Popularną, by znowu przeciąć Aleje Jerozolimskie i wjechać w ulicę Jutrzenki. To teren ostrej zabudowy i ostrych kłótni. Niedawno mieszkańcy zbuntowali się przeciwko nadaniu ulicy nazwy Przy Torach – mieszkania nie będą się przecież sprzedawać w takiej okolicy. Kłopot w tym, że osiedle jest… przy torach.
Jutrzenki to ulica permanentnej zmiany, ale też nosi cechy muzealne. Wciąż się na niej coś buduje, a jednocześnie przetrwały tu elementy z innych epok. Gdy przecina się Łopuszańską, można zobaczyć sławne majtki przy estakadach. Dalej zaczyna się podmiejska część Jutrzenki z jednorodzinną zabudową. A potem ląduje się już naprawdę poza Warszawą.
Szwendamy się bocznymi uliczkami w widłach Jutrzenki i Szyszkowej. Znaleźć tu można jeszcze studnię z kołowrotem czy Maryjkę z 1957 roku.
I tak Szyszkową dojeżdżamy do Alei Krakowskiej, by odwiedzić Centrum Rowerowe – podobno największy sklep rowerowy w Polsce. Nie wiemy jak jest naprawdę – w styczniu 2022 otwarto w Częstochowie Fabrykę Rowerów, o której można było przeczytać podobne informacje - może kiedyś pojedziemy do miasta świętej góry i sprawdzimy.
Centrum Rowerowe to znany sklep internetowy – dzisiaj otwiera się w wersji stacjonarnej. Co ważne mają tu obwiązywać takie same ceny jak w necie. Obydwaj jesteśmy klientami sklepu internetowego i jesteśmy zadowoleni z jakości obsługi i cen.
Baloniki i charakterystyczne logo nad wejściem, to znak, że dobrze trafiliśmy.
Przy wejściu jednak lekki wstyd. Jedyne stojaki to wyrwikółka renomowanej firmy. Czemu one tu są?
Ruchome chodniki dają możliwość wygodnego wjechania z rowerem na serwis czy wyjścia z nowo kupionym sprzętem.
Wchodzimy do środka, tam tłum ludzi. Widać rowerstwo jest w naszym city popularne. Pierwsze wrażenie jest niesamowite. Jakbyśmy byli na targach rowerowych, a nie w sklepie. A nawet lepiej niż na targach, takie tu bogactwo.
Jak podaje właściciel, na 2700 m² można zobaczyć 700 rowerów różnych marek, oddać rower do serwisu na pięciu stanowiskach, dopasować rower na stanowisku bikefitting, odebrać zamówienie złożone przez internet.
Jeśli chodzi o rowery, to nas najbardziej interesuje segment rowerów miejskich i trekkingowych. Niestety był on tu w mniejszości, ale pewnie tak też wygląda rynek sprzedaży. Najwięcej było rowerów szosowych, mtb, graveli i elektrycznych – te w zasadzie w każdej wersji.
Świetnie, że w zauważono młodych rowerowców. Mają dedykowany dział, mogą pojeździć i popróbować jak to jest na bajku. Każdy zresztą może się przejechać.
Co prawda reklamowany tor testowy jest po prostu namalowaną ścieżką, jednak fajnie, że można sobie pokręcić. Wiadomo, kupowanie roweru bez przymierzenia się nie ma sensu.
Rowery miejskie prezentowały się elegancko, choć wyglądały bardziej jak sprzęty do wycieczek, a nie jazdy w ruchu ulicznym.
Niektóre sprzęty były pięknie dopieszczone i malowane.
Były też interesujące nas rowery cargo i przyczepki. Chcąc wozić nie tylko siebie albo przewozić duże ładunki, można tu trochę powybierać.
Wybór akcesoriów jest imponujący. Tłum liczników rowerowych. Zapięć: od linek, poprzez o-locki po u-locki. Są dzwonki i lampki.
Można dowolnie wybierać w bidonach i środkach do mycia roweru czy smarowania.
Oczywiście jest też odzież. Skarpetki, koszulki, kurtki, spodnie. Generalnie w stylu obcisłe i lycra – to nie nasz styl, jednak ich liczba budzi uznanie.
Mnóstwo kasków, które można przymierzać.
Są też interesujące nas sakwy, bardzo poważny wybór, w tym Ortlieb, których obaj używamy na co dzień. Można też kupić dętki, koła, opony, siodła.
Wzrok przyciąga piękna biżuteria. Piotrek żałował, że nie ma tej prawdziwej: kolczyków, bransoletek, pierścieni.
Brakowało nam kilku marek, jednak wybór rowerów jest ogromny. Spotkaliśmy też lubianego przez nas Herculesa. Mamy na fejsie galerię poświęconą tylko jemu.
Zastanawialiśmy się, czy dałoby się złożyć z oferowanych części cały rower. Prawie, bo brakuje ram.
Tanio tu nie jest. Jest za to solidnie i ogromny wybór. Zmęczyliśmy się tym chodzeniem. Trzeba by tu jeszcze wpaść kiedy będzie mniejszy tłum i spokojnie popatrzeć.
Wracamy Aleją Krakowską i Grójecką, żegnamy się na wysokości Bitwy Warszawskiej.