Schody, skwar i znowu długie proste - nad Jezioro Dziekanowskie
Długość trasy: 58 kilometrów.
Obydwaj mamy na razie dość przejażdżek pociągami. Dzisiaj poruszamy się jedynie za pomocą siły mięśni. Na wysokości Mostu Poniatowskiego, po praskiej stronie, wjeżdżamy na ścieżkę rekreacyjną. Droga wije się nad samą rzeką; jeszcze kilka tygodni temu była zalana - gdy poziom rzeki wzrósł znacznie po letnich deszczach.
Śródmiejska strona Warszawy ciekawie wygląda z poziomu samej wody. Na rzece widać łódź Fundacji Ja Wisła, wraca z bulwarów pod Centrum Kopernik, gdzie wolontariusze wyładowali ławki w kształcie jesiotrów. Akcja Fundacji przypomina, że jesiotry przypływały kiedyś na tarło do Warszawy aż z Bałtyku. Można je było złowić w Wiśle jeszcze w latach sześćdziesiątych.
Na wysokości ZOO mijamy klub La Playa, obok którego jest całkiem duży park linowy; na razie plaża przed klubem i park puste, chyba jest za wcześnie na takie aktywności.
Między Mostem Gdańskim a Grota natykamy się na tablice informujące o obszarze chronionym w ramach Natura 2000. Piotrkowi nazwa Golędzinów kojarzyła się dotąd głównie z dzielnymi chłopcami z ZOMO.
Pod Mostem Grota Marcin spotyka kocia rodzinę - jest nią na tyle zafascynowany, że funduje jej poważną sesję fotograficzną. W związku z tym niespodziewanie robimy dziesięciominutowy odpoczynek.
Coś nas podkusiło i postanawiamy przeprawić się na drugą stronę Wisły Mostem Grota. Oczywiście nie ma żadnej drogi dla rowerów. Wdrapujemy się po schodach i przedzieramy między barierkami i słupami latarń. Jest naprawdę wąsko, nawet bez rowerów byłoby mało komfortowo.
Z mostu widać dumne kominy Elektrociepłowni Żerań. Na łące kilka osób trenuje swoje pieski.
Znowu schodami, tym razem w dół, przedostajemy się na Wybrzeże Gdyńskie i dojeżdżamy do Pułkowej. Nie możemy przedostać się przez teren budowy Mostu Północnego. Na wietrze powiewa transparent informujący o epokowym osiągnięciu w postaci tunelu pod Wisłą. Na nasze intensywne zainteresowanie budową reaguje czujny pan ochroniarz. Zabrania fotografowania, nie pozwala przejść przez plac budowy. Obiecujemy odwiedzić go w bardziej sprzyjających okolicznościach.
Drewnianymi schodkami przedostajemy się na ulicę. Okazuje się to wielce ryzykowne. Samochody pędzące Pułkową chcą nas zabić i jednocześnie kierowcy wielokrotnie nas pozdrawiają, używając klaksonów.
Uciekamy z ulicy na obrzeża Parku Młocińskiego. W pewnym momencie drogę zagradza nam metalowy płot. Trzeba nadłożyć dobry kilometr, by bez przeszkód wjechać do parku.
Przez park dojeżdżamy do Łomianek. Prawie przy samym wjeździe jest duży sklep rowerowy. Rowerki małe i duże; całe mnóstwo kółeczek; niektóre bicykle przecenione nawet o 25%.
Jedziemy uliczkami Łomianek w stronę ulicy Rolniczej. Po drodze mijamy wielkomiejskie pasaże i dowiadujemy się, że Łomianki miały kiedyś jakiś przemysł. Przed wojną były w Łomiankach garbarnie i wiele zakładów rzemieślniczych, a sama miejscowość była wieloetniczna: mieszkali tu Polacy, Niemcy, Żydzi.
Rolniczą jedziemy przez Kiełpin i Dziekanów, który w pewnej części nosi nazwę Bajkowy. Są tam m.in. ulice: Kaczki Dziwaczki, Kota w butach, Koszałka Opałka czy Złotej Rybki. W tym kontekście nie dziwi nas ulica Marii Kownackiej. Ale co tu robią Wincenty Witos i Stanisław Mikołajczyk?
Docieramy do Jeziora Dziekanowskiego. W lokalnym spożywczaku kupujemy lody i jazda na plażę. Sporo osób na kąpielisku, ludzie pluszczą się w wodzie, leżą na kocykach. Co prawda wypożyczalnia sprzętu pływającego i bar są nieczynne, ale plażowicze radzą sobie i bez tego. Na co drugim kocyku piwko lub piersióweczka.
Marcin moczy nogi na pomoście, Piotrek odpoczywa w cieniu drzewa.
Po miłym lenistwie ruszamy z powrotem. Nie czujemy tego nad wodą, ale z nieba leje się skwar. Po dojechaniu do Łomianek jesteśmy cali mokrzy. Wracamy wzdłuż Pułkowej i Marymonckiej. Zjeżdżamy Podleśną do drogi wzdłuż Wisłostrady. Nie ryzykujemy przeprawy Mostem Grota - przeskakujemy Wisłę Mostem Gdańskim, Jagiellońską i przez Park Skaryszewski wracamy do domu. Na domowych termometrach jest 30°C.