W górę rzeki – do Miłosny
Długość trasy: 37 kilometrów.
W Warszawie jest nie tylko sporo terenów zielonych, jest także wiele strumyków, kanałów, rzeczek.
Ruszamy wzdłuż Kanału Wystawowego w stronę Jeziora Gocławskiego. Dalej dojeżdżamy do Balatonu, jeziorka, które powstało ze spiętrzenia wody na Kanale Gocławskim i zalanych wykopów pod budynki, które nigdy nie zostały zbudowane. Piotrek pamięta, jak jeziorko prawie całkiem zarosło i zamieniło się w bajorko. W 2008 roku kręcono nad Balatonem sceny do filmu Wojna Polsko-Ruska. Na przełomie 2009 i 2010 Balaton zaczął być rewitalizowany i teraz jest eleganckim jeziorem z parkiem, mostkami, altanami, placem zabaw, Pomnikiem Kota Niezależnego i drogą rowerową wokół.
Jadąc z biegiem Kanału Gocławskiego przecinamy ulicę Fieldorfa i dojeżdżamy do Kanału Nowa Ulga.
Drogą obok zjazdu z Mostu Siekierkowskiego dojeżdżamy do Wału Miedzeszyńskiego. Tu Kanał Nowa Ulga kończy swój bieg w nurtach Wisły. My jedziemy w górę Wisły w stronę Kanału Nowe Ujście. Z nasypu Wału Miedzeszyńskiego widzimy dziwną zagrodę ustawioną między Wałem a Wisłą. Z bliska okazuje się, że to miejsce odławiania dzików. Nie wiedzieliśmy, że dosłownie kilka kilometrów od centrum miasta hasają dziki.
Przebijamy się przez ruchliwą jezdnię Wału Miedzeszyńskiego i dojeżdżamy do Kanału Ulga. Po lewej stronie mijamy urokliwe Jezioro Żabie.
Przecinamy Trakt Lubelski i dalej prowadzi nas Kanał Wawerski. Próbujemy jechać wzdłuż kanału, ale na wysokości ulicy Floksów Kanał nie ma przejezdnych brzegów. Próbujemy dojechać do kanału kilkoma poprzecznymi ulicami, ale na próżno. Poddajemy się i jedziemy wzdłuż ulicy Lucerny. Mijamy ulicę Szpotańskiego, a potem jedziemy VIII i IX Poprzeczną.
Niepostrzeżenie wjeżdżamy na teren Mazowieckiego Parku Krajobrazowego. Kanał rozszerza się, woda szemrze, drzewa szumią. Po raz kolejny okazuje się, że w Warszawie można znaleźć prawdziwy las, czysty strumień, ciszę i spokój.
Wrażenie jednak mija, bo spotykamy brzegi umocnione workami z piaskiem; chyba mały teraz strumień musiał zmieniać się w rwącą rzekę.
Co jakiś czas kanał przecina mostek - drewniany, metalowy, betonowy; naliczyliśmy tych mostków kilkanaście.
Razem z kanałem przecinamy Hafciarską, Czeladniczą i osiągamy Wiśniową Górę. Udaje się nam jechać nad samą wodą, ale momentami brzeg jest niewiele szerszy niż koło roweru.
Dojeżdżamy do Wesołej i tu kanał ucieka nam, chowa się między lub pod posesjami. Robimy duży łuk ulicą Gościniec i do kanału dojeżdżamy ulicą Diamentową. Ze zmiennym szczęściem podążamy wzdłuż kanału, ale na wysokości Rumiankowej kanał znowu nam ucieka, tym razem w stronę Szosy Lubelskiej. My też przejeżdżamy przez Szosę i szukamy kanału. Znajdujemy go, ale na drodze staje nam kolejna posesja. Nie możemy znaleźć dogodnej drogi, a nie mamy jak przejść na drugą stronę kanału. Wreszcie znajdujemy jakąś rurę biegnącą w poprzek kanału i przechodzimy na drugą stronę wody.
Kanał przecina Szosę Brzeską i my też pędzimy w poprzek szosy w pogoni za coraz mniejszą strużką wody. Ulicą Sasankową dojeżdżamy do Szklarniowej i w ostatniej chwili zauważamy nasz kanał. To już w zasadzie zanikający strumyczek, szerokości kilkudziesięciu centymetrów, prawie całkowicie zarośnięty.
Jeszcze walczymy, jedziemy dalej Szklarniową i nie znajdujemy już kanału. Na mapie jeszcze jest, my już go nie potrafimy odnaleźć. Jesteśmy coraz bardziej zmęczeni pogonią za znikającym kanałem. Więcej w tej wyprawie poszukiwań, pokonywania przeszkód jak w jakimś przełaju rowerowym, niż przyjemnej jazdy. Z ulgą orientujemy się, że jesteśmy blisko stacji Sulejówek Miłosna. Poddajemy się i wjeżdżamy na stację. Stacja elegancko wyposażona w pochylnie – da się wjechać na sam peron.
Wsiadamy w SKMkę; Piotrek wysiada na stacji Warszawa Wschodnia, Marcin jedzie do Centrum na Masę Krytyczną poświęconą Skłodowskiej-Curie.