Sprężysty i Nieoczywisty. Radom
Długość trasy: 50 kilometrów.
Marcin, od dłuższego już czasu, koniecznie chce się wybrać do Radomia. Planuje tę wycieczkę już od maja. Chce zobaczyć jak wygląda radomska infrastruktura rowerowa oraz jedyny na taką skalę w województwie mazowieckim zrealizowany pomysł na wjazd na rowerze w ulice jednokierunkowe.
Marcin zdzwonił się ze Sprężystymi - Radomskim Towarzystwem Retrocyklistów. To klub zrzeszający miłośników rowerów zabytkowych i sportu kolarskiego. Skupiają się na odkrywaniu historii radomskiego przemysłu rowerowego oraz osiągnięć radomskich kolarzy z okresu sprzed 1945 roku. Sprężyści oprowadzą nas po Radomiu.
Jesteśmy na Wschodniej chwilę przed odjazdem pociągu i wpadamy na poranną kawę. Rozmawiamy z baristką o naszym celu podróży i co? Dziewczyna jest z Radomia, na studiach w Warszawie. Po ukończeniu nauki zamierza wracać do domu i zająć się wychowywaniem dzieci. Dojazd do Radomia za pomocą kolei nie jest zbyt prosty. Bezpośrednio dojeżdżają chyba tylko dwa pociągi na dobę. Ten, którym jechaliśmy wymagał przesiadki w Lesiowie. Ale z Lesiowa dalej jedzie się autobusem. Pasażerowie wsiadają do autobusu, a my na siodła; do Radomia jest tylko kilkanaście kilometrów.
Kierunek do miasta wskazuje stalowy wąż elektrociepłowni. Jedzie się między nim a nasypem kolejowym. Potem widać na horyzoncie blokowiska i już w zasadzie jest Radom.
W mieście witają nas baterie plakatów wyborczych; nie da się zapomnieć, że lada chwila zmieni się w Polsce sejm.
Wjeżdżamy do miasta ulicami Energetyków i Zbrowskiego. Jesteśmy umówieni na Żeromskiego przy kościele garnizonowym.
Docieramy przed ustaloną godziną i trochę kręcimy się po okolicy. Trafiamy na miłe oczom znaki, informujące, że legalnie możemy wjechać pod prąd ulicą jednokierunkową.
Ciekawe są też kosze do segregacji śmieci, ze specjalną kieszonką na nakrętki.
Nadjeżdża ktoś na niecodziennym rowerze; zgadujemy, że to nasz przewodnik. I rzeczywiście to Artur Sprężysty. Zsiada z cudownej maszyny. To przedwojennej produkcji rower Łucznik z Fabryki Broni w Radomiu. Zakłady w Radomiu produkowały do 1939 roku kilkanaście modeli rowerów: młodzieżowe, damskie, turystyczne, wyścigowe, sportowe a nawet górskie. Była też produkowana wersja wojskowa. Nie wiadomo z którego roku pochodzi rower Artura, ale maszyna ma co najmniej 76 lat. Jak mówi Artur, największe problemy są z dobraniem opon. Mimo, że jeździ na 26 calowych kołach, to dzisiejsze opony nie chcą pasować. W rowerze jest uchwyt na lampę karbidową i nawet jeden ze Sprężystych ma taką, ale nie chce jej użyć z obawy przed małą eksplozją.
Jak opowiada nam Artur, Radom rozwijał się od strony ulicy Żeromskiego – dzisiaj to dość zadbany deptak. Spod Kościoła ruszamy Piłsudskiego i Kościuszki. W Śródmieściu dominuje dziewiętnastowieczna architektura, bardzo ładnie się prezentująca. Takiego wyglądu Radomia nie można się nawet domyślić, przejeżdżając przez miasto drogą krajową numer 7.
Pojawiła się infrastruktura rowerowa, ale raczej skromna. Marcin spodziewał się czegoś znacznie bardziej zaawansowanego.
Przy Kościuszki, przed Plantami, mijamy miejsce, które było katownią Gestapo, a potem NKWD. Dzisiaj po prostu są tu mieszkania.
Mijamy Planty i wjeżdżamy na teren dawnych zakładów Łucznik. To wielki kwartał miasta, dzisiaj jakby wymarły. Mało zostało z dawnej świetności. Artur opowiada, że kiedyś przychodziły tu tłumy ludzi do pracy. Było to jakby małe miasteczko, trochę przypominające Żyrardów.
Zastanawiamy się co takiego wydarzyło się, że po transformacji Radom tak bardzo podupadł. Były tu przecież zakłady Łucznik, produkujące po drugiej wojnie światowej broń i maszyny do szycia i pisania. Była fabryka Radoskór, produkująca buty, powstała w oparciu o znacjonalizowane przedwojenne linie produkcyjne firmy Bata. Była Radomska Wytwórnia Telefonów czy Fabryka Wyrobów Emaliowanych, jeden z czołowych producentów kuchenek gazowych w kraju. Dobrze do dzisiaj prosperują sprywatyzowane Zakłady Przemysłu Tytoniowego, znane kiedyś z produkcji Radomskich i Klubowych. Radom przed drugą wojną światową rozwijał się dzięki interwencjonizmowi państwa, przy okazji powstawania Centralnego Okręgu Przemysłowego. Okres socjalizmu zaowocował między innymi budową wielu osiedli mieszkaniowych. Powrót kapitalizmu miastu wyraźnie zaszkodził.
Przy skrzyżowaniu Poniatowskiego i Grzecznarowskiego na środku skweru stoi jeden z symboli Radomia, pomnik Łucznika. W 2007 roku kupili go za 1600 złotych, od syndyka Zakładów Metalowych Łucznik, członkowie stowarzyszenia Kocham Radom - Jakub Kluziński i Tomasz Pawelec.
Dojeżdżamy do dworca kolejowego, którego nie dane nam było odwiedzić pociągiem. Budynek jest wyremontowany i całkiem dobrze wygląda.
Dalej jedziemy ulicami Beliny-Prażmowskiego, Czachowskiego i znowu Żeromskiego, a potem 25 czerwca. Ulica ma nazwę na pamiątkę wydarzeń z 1976 roku. Tłum robotników, strajkujących przeciw podwyżkom cen żywności, podpalił komitet PZPR. Ponad 2000 osób zostało aresztowanych. Na chwilę zatrzymaliśmy się przy pomniku upamiętniającym ten czas.
Potem przejechaliśmy obok dawnej Radomskiej Wytwórni Telekomunikacyjnej, Wojewódzkiej Komendy Policji, jeszcze przedwojennych wodociągów i Urzędu Miasta.
Budynek, w którym mieści się Urząd Miasta i delegatura Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego, to jeden z najcenniejszych zabytków Radomia. Wybudowany został w 1827 roku według projektu Antonio Corazziego z przeznaczeniem na siedzibę władz Komisji Województwa Sandomierskiego. Przed budynkiem umieszczono kamienne płyty z datami z ważnymi dla Radomia. Nieopodal, w dość niedbałej pozie, siedzi Jan Kochanowski.
Przejeżdżamy przez Park imienia Tadeusza Kościuszki.
Znowu jedziemy Żeromskiego, by zobaczyć główną ulicę miasta z drugiej strony niż o poranku. Ulica jest reprezentacyjna, a jednocześnie pełna zakamarków.
W pobliżu klasztoru ojców Bernardynów, dwa lata temu, stanął pierwszy w Polsce pomnik Lecha i Marii Kaczyńskich. Przy pomniku znajdują się tablice upamiętniające wszystkie ofiary katastrofy smoleńskiej.
Dalej Rwańską jedziemy w stronę Rynku, który kiedyś był centrum miasta. Budynek ratusza projektował Marconi. Dzisiaj Rynek jest miejscem cichym i opuszczonym. Przy rynku mieści się muzeum Jacka Malczewskiego. Wydaje się, że jedyne bardziej żywe miejsce w tej okolicy.
Przez Plac Stare Miasto kierujemy się w stronę Piotrówki, najstarszej części Radomia. Mijamy pozostałości murów obronnych i fajne skrzyżowanie z pasami rowerowymi poprowadzonymi najkrótszą drogą, niedostępną dla samochodów.
Grodzisko powstało około X wieku. Pierwotnie gród był mały i miał około 80 - 85 metrów średnicy. Do grodu prowadziła droga przez bagnisko, wymoszczona balami dębowymi. Na terenie grodziska przez kilkaset lat istniał kościół i przez pewien czas funkcjonował cmentarz.
Z Piotrówki jedziemy nad Zalew Borki. Zalew powstał w latach siedemdziesiątych, głównie w czynie społecznym. Wokół zbiornika poprowadzona jest droga dla rowerów, a samo miejsce jest przyjemnie zagospodarowane.
Zaczyna się nam spieszyć, bo chcielibyśmy zdążyć na pociąg. Artur pilotuje nas przez kawałek miasta. Po drodze, w zaułku, oglądamy pomnik poświęcony wymordowanej ludności miasta. Przed II wojną światową, Żydzi stanowili około 30% ludności.
Wreszcie żegnamy się i dziękujemy Arturowi za pokazanie Radomia. Ruszamy z kopyta bo czas nagli. Parę kilometrów przed Lesiowem Piotrkowi spada łańcuch. Szybka naprawa i dalej w drogę. Potem ta sama przypadłość dotyka rower Marcina; też sobie radzi. Wpadamy na dworzec w ostatniej chwili i za dwie godziny lądujemy w Warszawie.