Dzień skargi
Długość trasy: 89 kilometrów.
Świat nie lubi rowerzystów, a kierowcy są szaleni. Za to Grodzisk Mazowiecki objawia się nam jako miasto przyjazne dla wszystkich.
Już od jakiegoś czasu planujemy wybrać się w stronę Podkowy Leśnej. Poprzednio wylądowaliśmy w Leśnej Polanie zamiast w Podkowie, może tym razem się uda. Kierunek podróży wybieramy także ze względu na to, że koleżanka Piotrka niedawno przeprowadziła się do Grodziska Mazowieckiego, więc będzie okazja, aby ją odwiedzić.
Ruszamy Aleją Waszyngtona w stronę Mostu Poniatowskiego. I od razu mamy problemy techniczne: Marcin narzeka na rogi ustawione pod różnym kątem, Piotrek na dziwne piszczenie w okolicach tylnego koła. Na Rondzie Waszyngtona znajdujemy latarnię (pora wczesna i wokół mrok), która daje wystarczająco dużo światła do przeprowadzenia drobnych napraw. Tracimy dobre pół godziny. W efekcie Marcin nadal nie jest zadowolony z tego, jak są przykręcone rogi. W rowerze Piotrka, po regulacji hamulców jest trochę lepiej – nic nie piszczy, jednak tylne koło roweru obraca się z mozołem. Dopiero przegląd tylnej piasty,już po powrocie z wycieczki, poprawia sytuację.
Prujemy Alejami Jerozolimskimi przez pół miasta. Jedziemy obok siebie, samochodów mało, nikt na nas nie trąbi. Gdzieś za Kleszczową spotykamy jadących szybciej od nas rowerzystów – jeden nawet proponuje nam podholowanie; dziękujemy grzecznie i zachowujemy nasze wycieczkowe tempo.
Z Alej, na wysokości Opaczy-Kolonia skręcamy w Spisaka, w stronę Ursusa. Chwilę jedziemy Regulską, a potem Szarych Szeregów. To co na mapie jest ulicą w rzeczywistości jest nierówną ścieżką wzdłuż torów. Na wysokości Ursusa Niedźwiadek jakiś fan rapu bardzo się napracował ozdabiając mur.
Trzymając się torów jedziemy w stronę Piastowa. W pewnym momencie wjeżdżamy w strefę powalającego smrodu. Źródłem fetoru jest pole kapusty pekińskiej. Główki gnijących roślin przywodzą na myśl skojarzenia z jajami obcych z filmu Obcy – ósmy pasażer Nostromo.
Przed Piastowem podziwiamy budynek posterunku odgałęźnego Józefinów, strzegącego torów prowadzących w stronę trasy Warszawa – Ożarów Mazowiecki. Sądząc po architekturze, budynek ma raczej przedwojenne pochodzenie.
Za Piastowem w oczy rzuca się nam zniszczony budynek Papierni, obecnie pełniący rolę budynku mieszkalnego.
Obok, na terenie Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego, znajdował się Dulag 121 – obóz przejściowy dla mieszkańców Warszawy, wysiedlanych przez Niemców podczas Powstania Warszawskiego.
Trzymamy się torów i dojeżdżamy do dworca w Pruszkowie. Budynek jest okazały, choć bardzo zaniedbany. Stacja kolejowa w Pruszkowie była częścią Drogi Żelaznej Warszawsko-Wiedeńskiej; stacja w Grodzisku także należała do tej linii. Sam dworzec powstał w latach dwudziestych XX wieku. Wyglądem przypominał dworek i miał kojarzyć się swojsko i patriotycznie.
Dworzec projektował Romuald Miller, który był także autorem budynków dworcowych w Grodzisku, Teresinie, Gdyni. Wycieczki do Pruszkowa i dalej do Grodziska były modne wśród warszawiaków – przejazd do Pruszkowa przed wojną trwał niecałe 30 minut. Obok dworca widzimy szalenie oryginalną wiatę dla rowerów. Jej główna cecha to absolutny brak jakiegokolwiek sensownego stojaka rowerowego.
Zaraz za dworcem zatrzymujemy się na Sienkiewicza u wylotu ulicy Stalowej. Jej zabudowa daje wyobrażenie o tym jak kiedyś wyglądał Pruszków. Ulica ma duży urok, choć jej świetność jest przygaszona latami nieodnawiania kamienic. Podobno nie jest zbyt bezpiecznie spacerować Stalową po zmroku.
Dalej jedziemy Staszica, Gomulińskiego i 36 P.P. Legii Akademickiej. Po drodze mijamy dom cioci Joli. ;)
Nadal trzymamy się torów. Jedziemy Główną, Przytorową i Pruszkowską. Ludność okoliczna, tak jak my, przemieszcza się rowerami. A wokół strumyczki, zagubiony domek wyglądający jak opuszczona stacyjka i widoczki z serii „smutek Mazowsza”.
Dojeżdżamy do Brwinowa. Budynek stacyjny ma charakterystyczny wygląd – przypomina przystanki kolejowe na linii otwockiej. Takie same skrzydlate zwieńczenie dachu i zaokrąglony budynek poczekalni.
Mijamy powoli budzący się brwinowski rynek i ulicą Grodziską kierujemy się rzecz jasna w stronę Grodziska Mazowieckiego. Królewską wjeżdżamy do Milanówka. I spotykamy się z obsesyjną quasi sympatią do rowerzystów. Jezdnie są tylko dla samochodów, wszędzie zakazy ruchu rowerów. Obok są wytyczone drogi rowerowe, jednak ich oznakowanie jest tak fatalne, że nigdy nie wiadomo czy jedzie się po właściwej stronie. W dodatku co chwila droga się kończy, zmienia kierunek. To co się nie zmienia to zakaz ruchu rowerzystów.
Z Królewskiej skręcamy w Teligi w poszukiwaniu mieszkania Małgosi, koleżanki Piotrka. Znajdujemy je na nowym osiedlu, wciąż rozbudowującym się. Liczymy na kawę, a zostajemy zaproszeni na królewskie drugie śniadanie – jesteśmy trochę skonfudowani.
Zaczyna padać, a my musimy jechać dalej. Udaje się nam namówić Małgosię na przejażdżkę i dzięki temu zyskujemy przewodniczkę po Grodzisku Mazowieckim.
Oglądamy klub osiedlowy, gdzie mieszkańcy mogą się integrować i szkołę podstawową numer 2, gdzie uczyła się Małgosia.
Grodzisk Mazowiecki był kiedyś letniskiem i to widać na każdym kroku. Spotykamy domy o wyraźnie willowym charakterze.
Władze miasta inwestują w tereny zielone, dzięki czemu mieszkańcy mają do dyspozycji zrewitalizowane skwery i nowe place zabaw. Miła jest troska o pieszych i przypomnienie rowerzystom, że nie są jedynymi użytkownikami przestrzeni miasta.
Oglądamy grodziski dworzec zbudowany w podobnym stylu co pruszkowski; z wyglądu trochę bardziej zadbany.
Wjeżdżamy na centralny deptak miasta, ulicę 11 listopada, poświęconą Józefowi Chełmońskiemu. Nie dość, że ma on swój pomnik, to jeszcze na okolicznych domach umieszczono kopie jego obrazów.
W jednym ze stojaków na deptaku widzimy ciekawy rower szosowy, na oko nieco zabytkowy. Potem spotykamy rower w ruchu, już z właścicielem w siodle.
Deptak kończy się placem, na którym stoi okazały kościół.
Miasto jest mieszaniną zaniedbanych, choć wciąż pięknych, kamienic i nowych domów próbujących wpisać się stylem w zabytkowy charakter dawnej zabudowy.
Grodzisk może też pochwalić się nowoczesnym centrum kultury z kinem, biblioteką, kawiarnią i lokalną stacją radiową.
Mijamy jeszcze jeden park, z podestem na wodzie służącym do organizowania koncertów. I tutaj nie zabrakło fajnego placu zabaw.
Przejeżdżamy też obok zabytkowej siedziby szkoły muzycznej.
Odprowadzamy kawałek Małgosię i kierujemy się w stronę Warszawy. Z braku czasu odkładamy zwiedzanie Podkowy Leśnej na inną okazję.
Jedziemy przez Milanówek, Kanie, drogą numer 719 w stronę Pruszkowa. Zaczyna się koszmar. Droga jest wąska, a kierowcy szaleni. Co drugi samochód trąbi, kierowcy pukają się w głowę. Jest nieprzyjemnie i momentami mało bezpiecznie. Nam pozostaje jechać dalej i kląć, raz pod nosem, raz w stronę wariatów za kółkiem.
W Pruszkowie skręcamy w Aleję Armii Krajowej i robi się trochę spokojniej, chociaż nadal ktoś nas pogania klaksonem. Mijamy Stawy Pęcickie. Powstańców Warszawy, Aleją Topolową i Szkolną dojeżdżamy do Michałowic. Tu rzuca nas na kolana ogrom ratusza. Kiedyś Urząd Gminy mieścił się w skromnym budyneczku.
Polną, Środkową i Jutrzenki wjeżdżamy do Salomei. Między Polną i Środkową nie ma w zasadzie drogi, ale nas kusi wiadukt nad nieotwartym odcinkiem S2.
Przecinamy Łopuszańską, dalej Alejami dojeżdżamy do Towarowej. Potem przez Śródmieście: Twardą, Sienną, Emilii Plater, Żurawią do placu Trzech Krzyży. Potem przeskok przez Most Poniatowskiego i do domu.