Niepokalanów albo zaplecze energetyczne
Długość trasy: 63 kilometry.
Po tej wycieczce mamy jeszcze większą pewność, że potrafimy ruszyć w rzęsisty deszcz. Zniesiemy też wiatr przemrażający dłonie. Tylko gdzieś nam zniknęła jedna z naczelnych zasad naszych wycieczek – mieć z tego rowerstwa przyjemność.
Deszcz w twarz i wiatr w twarz, tak można opisać pierwsze kilkanaście kilometrów wycieczki. Albo inaczej: ruszamy z Grochowa, przeprawę przez Wisłę umożliwia nam Holy Cross Bridge (jak piszą gugle); potem przez Śródmieście jedziemy na Wolę, dalej przez Jelonki i już Szeligi. Marcin nie zrobił ani jednego zdjęcia, za to przemoczył rękawiczki i zgrabiały mu dłonie.
A co widać? Dominuje infrastruktura energetyczna dostarczająca światełko do miast i wsi. I jak tu nie przywołać bon motu Lenina: Komunizm to władza radziecka plus elektryfikacja. Elektryfikację na pewno już mamy.
Na szczęście pojawiają się zadrzewienia śródpolne w Strzykułach i ścieżka edukacyjna. Rowerzysto, piechurze - jeśli jesteś ciekawy o której wstają ptaki, zapoznaj się z ptasim budzikiem i wpadaj do Strzykuł.
Jedziemy dalej przez Kaputy i Pilaszków. Krajobrazowo jest coraz ciekawiej. Najpierw natrafiamy na technologiczny ostaniec. Potem widzimy detal architektury nomadycznej. A na koniec zagadkę agrarną – mandarynkowe pole.
Po kilku kilometrach doczekaliśmy się prawdziwej perełki, pałacu w Zaborówku.
Wjeżdżamy do Leszna; mokrzy, przemarznięci, bo pogoda nadal nam dowala. I kawa gdzie? Na stacji benzynowej, bo to jedyne pewne na Mazowszu, zawsze działające lokale gastronomiczne. Siedzimy i wyjść się nam nie chce.
Przez chwilę jedziemy drogą numer 579 w stronę Błonia. Potem skręcamy w Fabryczną, Czarną Drogę i kręcimy w stronę Walentowa. Potem chlapiemy się w okolice Czarnowa, Stelmachowa i Krubic. I coraz bliżej cel podróży.
Skręcamy w stronę Paprotni i zaskakuje nas kawał rowerowej infrastruktury. Od skrzyżowania drogi z Utratą, po samą właściwie Paprotnię, jakieś cztery kilometry, poprowadzona jest droga dla rowerów w pasie jezdni.
Na horyzoncie widać Niepokalanów, a w zasadzie Paprotnię. Klasztor Franciszkanów góruje nad okolicą. W 1927 klasztor Niepokalanów założył Maksymilian Kolbe. W latach trzydziestych Kolbe był w Japonii, gdzie spotkał się ze stacjami nadawczymi małej mocy. Po powrocie do Polski postanowił uruchomić tego typu stację właśnie w Niepokalanowie. Zgodnie z obowiązującym w przedwojennej Polsce prawem nie istniała taka możliwość. Nie tracąc nadziei został krótkofalowcem jako Radio Niepokalanów. Stacja nadawała na przełomie lat 1937 / 1938, pokrywając swoim zasięgiem praktycznie obszar całego kraju. A Radio Niepokalanów działa dzisiaj na częstotliwościach UKF. W 1941 Kolbe trafił do obozu koncentracyjnego w Auschwitz i dobrowolnie oddał życie w zamian za skazanego współwięźnia.
Teren klasztoru to małe miasteczko. Jest tu Ochotnicza Straż Pożarna. Budynki mieszkalne i gospodarcze, domy rekolekcyjne, księgarnia, wydawnictwo z drukarnią. Jest Muzeum Świętego Maksymiliana, Muzeum Straży Pożarnej, Muzeum Papieskie. Sporo osób przyjeżdża tutaj na rowerach.
Byliśmy tylko w jednym muzeum, Papieskim. Stoją w nim dwa samochody, którymi poruszał się Jan Paweł II podczas pielgrzymek do Polski.
Kręcimy się trochę po terenie i ruszamy na stację Niepokalanów-Teresin, by stamtąd wrócić do domu. Na stacji klimat klasztoru nadal jest zauważalny. Sam budynek stacji jest chyba zabytkowy.
Wsiadamy do pociągu - mała godzina i jesteśmy w domu.