Tablice i pałace
Długość trasy: 67 kilometrów.
Okolice Warszawy ciągle nas zaskakują. Tym razem piękno pałaców walczy o palmę pierwszeństwa z nazwami miejscowości.
Przejeżdżamy Wisłę i jedziemy Alejami Jerozolimskimi w stronę Dworca Zachodniego.
Skręcamy w Prymasa Tysiąclecia. Jedziemy ulicą; co prawda wzdłuż ulicy jest droga dla rowerów, ale - zgodnie z obietnicami Zarządu Oczyszczania Miasta - kompletnie nieodśnieżona. Skręcamy w Górczewską i dojeżdżamy do Lazurowej.
Lazurową docieramy do fortu Blizne. Objeżdżamy fort ulicą Przy Forcie, a potem skręcamy w Fortową i wyjeżdżamy z Warszawy.
Kończy się Warszawa, kończy się także Blizne Łaszczyńskiego (nie wiemy kiedy się zaczęło) i zaczyna się Blizne Jasińskiego. To pierwsza dzisiaj z nieco dziwnych tablic.
Jedziemy ulicą Majora Henryka Hubala-Dobrzańskiego i niespodziewanie znów jesteśmy w Blizne Łaszczyńskiego. I jeszcze chwila jazdy i wjeżdżamy do Starych Babic.
Stare Babice mają zgrabny ryneczek, kościół - małe miasteczko tylko 20 kilometrów od Grochowa, które jest rzeczywiście stare - źródła pisane wspominają o nim już w XIV wieku.
Ulicą Piłsudskiego dojeżdżamy do Warszawskiej - drogi prowadzącej na Sochaczew. Chwilę nią jedziemy, by za miejscowością Zielonki Wieś odbić w stronę Koczarg Starych.
W Koczargach, na rogu Akacjowej i Klonowej, stoi kapliczka. W zasadzie zwyczajna, ale chyba pierwszy raz widzimy na kapliczce fotokod. A kod prowadzi do projektu wspieranego przez ciocię Unię i pokazuje wiele ciekawych miejsc w okolicy.
Jedziemy dalej Klonową, która staje się Traktem Królewskim i jest częścią Kampinoskiego Szlaku Rowerowego. Droga jest dziurawa jak rzeszoto, prowadzi jednak do kolejnej nieoczywistości jeśli chodzi o układ miejscowości.
Na wysokości Borzęcina Dużego mamy nauczkę za narzekania na drogę - trakt z mienia się w zaśnieżoną ścieżkę. Rejterujemy w stronę drogi na Sochaczew i przy okazji wpadamy do spożywczaka w Borzęcinie. I niespodziewanie spotykamy starego znajomego - Czesia, widzianego ostatni raz w okolicach Leśnej Polany. Podziwiamy też instrukcję wchodzenia na sklep.
Jedziemy Warszawską, teraz już Stołeczną - na dłuższą chwilę zatrzymujemy się w Zaborowie koło Błonia. Nad miejscowością górują pałac i kościół. Okoliczne dobra były własnością Izbińskich i to oni byli fundatorami kościoła. Na początku XX wieku na terenie dworu Izbińskich powstał pałac wzniesiony dla warszawskiego finansisty Leona Goldstanda. Pałac w prywatnych rękach był do 1939 roku, a po wojnie stał się częścią miejscowego PGRu.
Stołeczną, która po jakimś czasie staje się Warszawską, prujemy w stronę Leszna. Po drodze zatrzymuje nas kolejny pałac, tym razem w Zaborówku. I ten klasycystyczny budynek stał się po II wojnie częścią PGRu. Zdaje się, że obecnie można zorganizować tam wesele.
Z Zaborówka niedaleka już droga do Leszna. Miasto wita nas potężnym kościołem, ale też może pochwalić się pałacem. Do Błonia w prostej linii już tylko 7 kilometrów, jednak decydujemy się pojechać trochę naokoło.
Za pałacem skręcamy w Fabryczną, a potem w zachęcająco brzmiącą Czarną Drogę.
Im bliżej Błonia tym ciekawiej. Najpierw kolejna ciekawa nazwa miejscowości. Co to za nazwa? I jakie to towarzystwo? Dobre? Warto dołączyć?
Potem, w miejscowości Podrochale, spotykamy jeszcze bardziej odjechaną tablicę.
Mamy taką wizję, że ktoś wystawia flagi gdy zaatakuje go jakiś szkodnik. A może chodzi o sygnalizację podczas oprysków pól?
Przez Walentów i Wawrzyszew jedziemy w stronę Błonia. Okolica z serii smutek Mazowsza.
Błonie wita cud tablicą, ciekawą reklamą łożysk i zakazem ruchu rowerów.
Przecinamy drogę na Poznań, zwaną tu Sochaczewską, i podążamy w stronę rynku. Po drodze mijamy zabytkową remizę i Centrum Kultury.
A potem wjeżdżamy na rynek. Błonie o tej porze smutne jakieś, szare i puste. Trochę ludzi kręci się koło Centrum Kultury, ale chyba tylko z powodu imprezy dla dzieci. A tak, wkoło pustka. Rynek, choć duży i ze sporym ratuszem, to także z biedną fontanną i zabazgranymi tablicami informacyjnymi.
Nas na kolana rzuciła biznesowa inwencja łącząca tradycję i aktualne kwestie ważne dla kościoła katolickiego.
Na rynku nie można napić się kawy, ani zjeść. Wracamy w stronę Centrum Kultury zahaczając o park miejski.
W Sun Caffe w Centrum Kultury posilamy się i pijemy kawę. A potem jedziemy na dworzec. Jak na tak niewielkie miasteczko, dworzec jest całkiem duży.
Wsiadamy do pociągu z zamiarem wysiadania na stacji Stadion. Już w środku dowiadujemy się, że z Ożarowa pociąg jedzie wprost na Warszawę Gdańską. Czyli na koniec wycieczki mamy jeszcze warszawski, krajoznawczy appendix.
Jadąc z Ożarowa mijamy Ursus, Włochy, potem skręcamy w stronę Jelonek i Bemowa. Przecinamy Lasek na Kole i Powązki. Jaka to byłaby super trasa dojazdowa, gdyby pociąg się zatrzymywał. W gruncie rzeczy Warszawa ma wspaniała sieć kolejową. Kolej w Warszawie, a pewnie i w całej Polsce, to niewykorzystany potencjał. W wielu miejscach na świecie połączenie rower plus pociąg sprawdza się doskonale. U nas tak sobie średnio.
Wysiadamy na Gdańskiej, przejeżdżamy przez most, potem Jagiellońska i do domu.