Niekontrolowana rekreacja
Długość trasy: 30 kilometrów.
Zaraza trwa. Jednak władza poluzowała – wolno nam poszaleć. Zatem delikatnie się rozprężamy.
Zamaskowani jak trzeba ruszamy ku Wiśle. Mamy do objechania zaległą ścieżkę rekreacyjną biegnąca wzdłuż rzeki: od Mostu Łazienkowskiego w stronę Mostu Siekierkowskiego.
Sielskość w obrazkach nam się objawia. Przygotowująca się do otwarcia restauracja (choć wiemy, że nikt jej dzisiaj nie otworzy). Prężąca się Gruba Kaśka, strzeliste budynki lewobrzeżnej Warszawy. Most Siekierkowski przeglądający się w skrzącej od słońca królowej polskich rzek. Można zapomnieć o morowym powietrzu wkoło nas.
Z biegiem Nowej Ulgi skręcamy w Trasę Łazienkowską w stronę Gocławia. Mijamy czarno-białe blokasy stojące wzdłuż Ostrobramskiej. Jakby wersję 2.0 Czarnych Kwadratów, które są naszym dzisiejszym celem podróży. Może jakiś architekt zapatrzył się na Dudziarską?
Mijamy węzeł Marsa i lądujemy na Chełmżyńskiej. Skręcamy w Traczy i po latach oglądamy aleję poświęconą pamięci Powstania Listopadowego.
Wiszą jeszcze kartki zabraniające hasać po lasach. My jednak jesteśmy w prawie i zamierzamy zanurzyć się pośród drzew rezerwatu Olszynka Grochowska.
I tak sobie jedziemy przez lasek, obok rur ciepłowniczych, hojnie rzuconych pośród traw.
Dojeżdżamy do Chłopickiego i otwiera się nam widok na Areszt Śledczy. Jak można przeczytać na stronie, miał on być ośrodkiem pracy więźniów dla potrzeb kolejnictwa. Obecnie Areszt Śledczy przeznaczony jest min. dla tymczasowo aresztowanych kobiet i mężczyzn, dla skazanych kobiet odbywających karę pozbawienia wolności po raz pierwszy, młodocianych i recydywistek. Mogą w nim przebywać chorzy na cukrzycę, kobiety poruszające się na wózku oraz osadzeni objęci programem metadonowym. Pojemność aresztu: 632 miejsca. Jest on położony pośród torów, ale pociągów chyba nie widać z okien. Jak wiadomo reklama dźwignią handlu, więc nie dziwi na oferta taniego dzwonienia z aresztu. Stan baneru podpowiada, że biznes chyba już nie działa.
Nieopodal, na Łaziebnej, jest Teatr Akt, Piotrka kolega ze studiów gra w nim od lat. Siedziba teatru skryta jest między torami i rezerwatem. A na tyłach teatru jest staw i plaża. Gdy tylko minie pandemia, musimy wpaść na spektakl.
Okolice Łaziebnej i Zbrojarskiej maja małomiasteczkowy klimat. Domki, ogródki, sady, zaułki. Nie wiemy czy ludzkie osady wplotły się w torowiska, czy torowiska poprzecinały wcześniej powstałe siedliska.
A obok pełen industrial: stacja naprawcza Kolei Mazowieckich. Pociągi, lokomotywy, podwozia zgromadzone tu są jak zabaweczki ze Składnicy Harcerskiej.
Podjeżdżamy jeszcze kawałek Dudziarską i obawia się nam cel naszej podróży – Osiedle Dudziarska. Nazywane bywało czasem „eksperymentem społecznym”, nie miało jednak nic z nim wspólnego; było raczej nieudaną próba rozwiązania problemu osób, które nie poradziły sobie w pewnym momencie swojego życia. Osiedle, złożone z trzech bloków, powstało w latach dziewięćdziesiątych. Na zupełnym pustkowiu umieszczono ludzi, którzy i bez tej lokalizacji mieli trudności. Długo nie dojeżdżał tu autobus. W linii prostej nie było daleko od cywilizacji, jednak trzeba było przekroczyć wiele torów by dostać się na Grochów czy Targówek. Mieszkania miały bardzo niski standard. Powstało swoiste getto, a nie miejsce, z które ułatwiało poradzenie sobie z kłopotami. Nie było tu podstawowej infrastruktury: szkoły, przychodni, sklepu i połączenia z resztą miasta. Towarzystwo Przyjaciół Dzieci Ulicy imienia Kazimierza Lisieckiego „Dziadka” zorganizowało tutaj klub młodzieżowy „Dudziarska”; animatorzy przez wiele lat wspierali dzieci, młodzież i rodziców zamieszkujących Dudziarską. Na osiedlu nikt już nie mieszka, szczęśliwie ta porażka polityki społecznej Warszawy już nie działa. Bloki mają zostać rozebrane.
Nam aura podsuwa sceny z okolic Czarnobyla. Domy są opuszczone. Niektóre okna zabite płytami, poniewierają się śmiecie. Na ziemi leżą porzucone zabawki, części garderoby.
Wystarczy, ostatni raz zerkamy na naszą lokalną Prypeć.
Jedziemy kawałek obok nasypu, potem jedziemy ulicą Kozia Górka. Na wysokości Wiatracznej przenosimy rowery przez tory i docieramy do Zabranieckiej.
Zmierzamy ku Rogatce Terespolskiej - dzisiejszy nasz cel numero duo. Skręcamy w lewo w brukowaną Księżnej Anny - przed samymi torami jest interesujący nas budynek. Jest w niezłym stanie i wyraźnie zamieszkany. Gapimy się na rogatkę, patrzymy na tory i dociera do nas, że niedawno byliśmy na Podskarbińskiej – stąd jakieś czterysta metrów w linii prostej, a ulicami pewnie około pięć kilometrów. Niesamowite jak tory kolejowe zaburzają komunikację z mieście. Pewnie kiedyś był tu przejazd, wszak rogatka pilnowała wjazdu a nie torów. Na stronie Twoja Praga można poczytać o rogatce. I zaiste - stała przy drodze, która była częścią systemu fortyfikacji jaki Warszawie zafundowała carska Rosja po Powstaniu Listopadowym. Powstała pod koniec XIX wieku przy dzisiejszej ulicy Księżnej Anny, którą wytyczono jako część drogi fortecznej Twierdzy Warszawa. Ciąg dzisiejszych ulic: Grenadierów, Podskarbińska, Księżnej Anny do 1918 roku nosił nazwę Szosy Wojennej.
Nieco zadumani figurą torów, które miast łączyć dzielą, kierujemy się w stronę domu. Zabraniecką dojeżdżamy do nikomu niepotrzebnej Trasy Świętokrzyskiej. Kawał przeskalowanej drogowej infrastruktury prowadzący donikąd i niczego nie rozwiązujący. Na wysokości Kijowskiej przeskakujemy na nienazwaną drogę prowadząca do dworca Wschodniego; pewnie i ona miała przed II Wojną jakąś swoja nazwę i funkcję.
Z fasonem, kompletnie naokoło, objeżdżamy Dworzec Wschodni – Markowską, Ząbkowską, Jagiellońską, Zamoyskiego, Żupniczą, Stanisławowską i żegnamy się bez wymiany rytualnych uścisków – wiadomo, zaraza.