Cud kraina. Świdermajery
Długość trasy: 37 kilometrów.
Te wille, jak wójt podaje,
są w stylu "świdermajer".
Jadąc do Dęblina obiecywaliśmy sobie powrót w okolice Otwocka, by poprzyglądać się domom w stylu świdermajer. Świdermajer to potoczne określenie drewnianej architektury powstającej na przełomie XIX i XX wieku wzdłuż dzisiejszej linii otwockiej. Za twórcę stylu uznaje się Michała Andriollego.
Ten utalentowany malarz, ilustrator Pana Tadeusza, w 1880 roku kupił część folwarku Anielin położonego nad rzeką Świder. Na terenie posiadłości Andriolli wybudował kilkanaście drewnianych willi z charakterystyczną ornamentyką. Do drugiej wojny światowej w miejscowościach letniskowych powstających wzdłuż torów do Otwocka, zbudowano ponad 500 takich domów. Autorem określenia "świdermajer" jest K.I. Gałczyński, który w Aninie mieszkał pod koniec lat trzydziestych XX wieku.
Ja się nie boję braci Rojek,
no bo jak się braci bać?
Ja w drodze im nie stoję,
a dlaczego miałbym stać?
Ten kosz to wszystko moje
Jedziemy Grochowską, Płowiecką i Wydawniczą. Przy skręcie z Lucerny w Mrówczą natykamy się na trójkę zdecydowanie wczorajszych młodzieńców. Idą środkiem ulicy, niosąc pełną flaszkę wódki, popitkę i głośno dopingują nasze kolarstwo. Jeden z trójki, mocno się chwiejąc, prowadzi rower, a może to rower prowadzi jego. Mimo upojenia alkoholowego są dość przyjaźnie nastawieni. Omijamy ich dużym łukiem, odkrzykujemy na życzenia i jedziemy dalej.
Mrówczą i Mozaikową dojeżdżamy do Falenicy. Przecinamy Bysławską i do Michalina jedziemy Włókienniczą, a potem 3 Maja.
Przy Granicznej robimy krótki postój. Mamy pierwsze objawy kryzysu. Nadal jest ciemno, mróz wydaje się robić coraz większy, a my zwyczajnie przemarzliśmy. Mamy oszronione twarze, zmarznięte palce, a kółeczka kręcą się z wyraźnym oporem. Najwyraźniej temperatura -10°C jest graniczna dla naszego samopoczucia. Zastanawiamy się, czy ta wycieczka to na pewno był dobry pomysł. Zaczynamy rozmawiać o tym, że o ile w ogóle dojedziemy do Otwocka, to na pewno do Warszawy wracamy pociągiem.
Na ulicznym śmietniku czytamy apel władz Józefowa dotyczący odpowiedzialności za własne śmieci. Najwyraźniej niektórzy mieszkańcy obniżają sobie koszty wywozu nieczystości.
Jest willowa miejscowość,
nazywa się groźnie Świder,
rzeczka tej samej nazwy
lśni za willami w tyle
Ulicą 3 Maja dojeżdżamy do Jarosławskiej i skręcamy w Marszałka Piłsudskiego. Po przekroczeniu rzeki Świder wjeżdżamy do Otwocka. Wszystko w koło mocno ośnieżone, zmrożone i jakby spowolnione. Nasz aparat fotograficzny też jakby mniej ochoczy do pracy.
Na rogu Kołłątaja i Majowej widzimy stację benzynową BP. Witamy ten widok jak zbawienie. Jesteśmy zlodowaciali i koniecznie musimy się rozgrzać. Szukanie w niedzielę o poranku jakiegoś miejsca z kawą nie daje szansy na sukces. Stacja benzynowa jest w sam raz. Zamawiamy jajecznicę na boczku i gorące kakao na rozgrzewkę, ale oczywiście nie ma szansy na takie frykasy. Pozostaje nam kawa i ciacho. Spędzamy na stacji prawie godzinę, zanim czujemy się gotowi do podziwiania świdermajerowskich pereł architektury.
Jedziemy Jana Pawła II i Warszawską. Gdy wybieraliśmy się na spotkanie ze świdermajerami próbowaliśmy znaleźć listę miejsc wartych odwiedzenia. Można znaleźć sporo informacji o architekturze linii otwockiej, ale bardzo trudno o dokładne namiary. My korzystamy z zestawienia, które przesłała Piotrkowi Ewa, szefowa Stacji Falenica.
Przy Warszawskiej 5 podziwiamy ogromną willę z charakterystyczną ornamentyką. Przed wojną było tu sanatorium przeciwgruźlicze. W czasie okupacji była tu siedziba Judenratu, a po wojnie mieścił się tu szpital Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Teraz są tu chyba mieszkania komunalne.
Z Warszawskiej możemy też podziwiać dworzec kolejowy. Widać też, że ktoś dojeżdża do pociągu rowerem.
W okolicach dworca mijamy stary drewniak; mimo że skromny, to też świdermajer.
Dojeżdżamy do Kościelnej. Na rogu ulicy widać ruiny jakiegoś domiszcza z okazałą wieżą. Są to pozostałości murowanej willi "Julia", której właścicielem był Maurycy Karstens – największy przedsiębiorca budowlany w Warszawie. Kiedyś było tu inhalatorium, apteka, poczta. Drewniany dom, znajdujący się na tej samej posesji również ma imponującą wielkość.
Kościelna to zagłębie świdermajerów. Ulica świetnie położona, w pobliżu dworca. Zamyka ją kościół parafii św. Wincentego a Paulo.
Znajdujemy tu też akcent rowerowy; ciekawe czy serwis działa też w niedzielę?
Pod numerami 14 i 18 stoją domy bogatego kupca żydowskiego Oszera Perechodnika. Jego syn Calel jest autorem "Spowiedzi", jednej z najbardziej przejmujących książek o zagładzie otwockich Żydów.
Na rogu ulic Kościuszki i Kościelnej pod nr 18 jest piętrowa willa z balkonikiem. Swoją siedzibę miało tu Towarzystwo Śpiewacze "Lutnia" i klub otwockiej inteligencji "Spójnia".
Przy Kościelnej 23 miał siedzibę pensjonat doktora Pawła Martyszewskiego, otwockiego lekarza, który w czasach wojny doprowadził do utworzenia szpitala dla Polaków, gdzie mieściła się m.in. komórka nasłuchu radiowego Armii Krajowej, a następnie hotel "Liliana".
Wille…
One stoją wśród sosen
jak upiory w przedpieklu
i mówią smutnym głosem
o radościach FIN DE SIECLE'U
Oglądając te wspaniałe domy mamy jednak bardzo smutne konstatacje. Wille położone są pięknie, wśród drzew, teraz pięknie ośnieżonych, jednak w swej większości podupadłe, zrujnowane. To bardzo przykre, że jeszcze kilka lat i niewiele pozostanie ze stylu świdermajer.
Wracamy na Warszawską i mijamy punkt informacji turystycznej – dzisiaj nieczynny.
Ludność kreatywnie wykorzystuje zdobienia zabytkowych domów, idąc z duchem nieco barbarzyńskich czasów.
Warszawską dojeżdżamy do Willowej, a potem do Kościuszki. Przy Willowej 6 napotykamy kolejny ciekawy budynek. Mieścił się tu pensjonat Otłuskiego, Tu też widać tylko wspomnienie świetności. Pięknie odeskowany dom, przeszklona weranda, no i ta wielkość.
Kościuszki jedziemy do Chopina. Po drodze kolejne piękne wille. Ale spotykamy także przykład współczesnego nawiązania do świderamajerowskiego stylu. Nie jest może to zbyt udane, ale miło, że ktoś myśli o zachowaniu jakiejś architektonicznej ciągłości.
Chopina jedziemy do Reymonta, a potem Samorządową. Po drodze mijamy różnorodną zabudowę, nie tylko drewnianą.
Przy Lelewela widzimy chyba najbardziej zadbany budynek z dzisiaj oglądanych. Zadbano o detale, kolor elewacji, spójność mniejszych zabudowań na terenie posesji. Robi to na nas duże wrażenie; zastanawiamy się, czy nie jest to współczesny budynek w stylu Świdermajer.
Grunwaldzką jedziemy do Jana Pawła II, Warszawskiej i na stację.
Pędzi pociąg, dzwonią szyny,
jak pianino dźwięczy wiatr
Na dworcu niezbyt ciepło. Liczyliśmy na kawę, ale miła dworcowa kawiarenka jest zamknięta.
Wsiadamy więc w SKM i jedziemy w stronę domu. Trochę się rozgrzewamy. Przed samą Warszawą Wschodnią pociąg staje. Okazuje się, że jest jakaś awaria. Stoimy na wysokości Podskarbińskiej, czekamy 20 minut, a do domu stąd dosłownie chwila. Wreszcie pociąg rusza, za chwilę wyskakujemy na peron i do domu.
Wszystkie śródtytuły pochodzą z wiersza K. I. Gałczyńskiego "Wycieczka do Świdra".