Czyste Odolany
Długość trasy: 45 kilometrów.
Odolany zawsze nas pociągały. Nie wiadomo, czy przez połączenie industrialu z przyrodą czy może za sprawą aury przygody między torami. A przy okazji „ewidencjonujemy” kolejne fragmenty miasta.
Ruszamy w stronę Mostu Śląsko-Dąbrowskiego. Na skrzyżowaniu Jagiellońskiej i Okrzei Marcin znajduje w kałuży telefon komórkowy; stara Nokia ze zdjęciem dzieci na tapecie. Aż dziw, że nie rozjechał go żaden samochód. Potem okaże się, że właściciel zgubił go poprzedniego wieczora. Dziwne, że telefon przetrwał, ale nie ma to jak dobry fiński produkt.
Za wiaduktem Trasy W-Z wjeżdżamy na Miodową kontrapasem na Kapucyńskiej i przez Plac Teatralny dojeżdżamy do Bielańskiej. Chwilę przyglądamy się ruinom banku, od którego nazwę wziął pobliski plac. Kiedyś w odbudowanej części miało mieścić się muzeum Powstania Warszawskiego. Obok ruin pobudowano wielki biurowiec, ale jest tak brzydki, że nie zamierzamy go uwieczniać.
Bielańską przecinamy Al. Solidarności i podjeżdżamy do Arsenału, powtarzając trasę więźniarki, która wiozła „Rudego” z Al. Szucha na Pawiak. Bruk ulicy Bohaterów Getta i tory tramwajowe były świadkiem akcji pod Arsenałem, gdy „Zośka” z kolegami próbował odbić przyjaciela z gestapowskiego transportu. A Bohaterów Getta nazywała się wtedy Nalewki.
Wracamy na Plac Bankowy, pod pomnik Słowackiego. Kiedyś na tym samym cokole stał inny Polak, patron nazwy placu i Czeka (dla tych co nie pamiętają co to: Всероссийская чрезвычайная комиссия по борьбе с контрреволюцией, спекуляцией и преступлениям по олжности; Wszechrosyjska Komisja Nadzwyczajna do Walki z Kontrrewolucją, Spekulacją i Nadużyciami Władzy). Obaj z Marcinem pamiętamy jak dźwig podnosił Żelaznego Feliksa i jak ten stracił głowę. Na cokole nie ma jednak wzmianki o tych wydarzeniach, jest za to informacja kto podarował granit na pomnik.
Elektoralną jedziemy w stronę Woli. Panoramę dominuje jeden z pierwszych wieżowców na Woli, znak czasów i sygnał o zmianie jaka się miała dokonać w tej robotniczej dzielnicy. Dawny wieżowiec Daewoo stoi na miejscu, gdzie kiedyś rozstawiał się cyrk na Chłodnej i to być może też jest znak czasów.
Zbieg Chłodnej i Elektoralnej został zrewitalizowany. Na pewno jest schludnie, ale czy przyjaźnie? U zbiegu z Żelazną stoi symboliczne przypomnienie kładki, którą można było przejść z terenu Małego Getta do Dużego. A dołem, jak gdyby nigdy nic, jeździł sobie tramwaj. To wszystko można obejrzeć na pokazie slajdów w projektorach przy symbolicznej kładce.
Dosłownie obok jest dom izraelskiego poety Etgara Kereta – rodzaj instalacji w postaci mikroskopijnego domu wciśniętego między dwa budynki.
Ruszamy Chłodną w stronę Towarowej. Na rogu Żelaznej przykład zachowanej przedwojennej architektury, widać też stare tory i znowu ten wieżowiec! I chyba znowu działa Chłodna 25. A czy na Czystem jest czystość?
Przedłużeniem Chłodnej jest przedwojenny odcinek Wolskiej. Niestety żaden przedwojenny budynek już tu nie stoi. Ostatni, przy Wolskiej 6 został w zeszłym roku zburzony. Teraz na Wolskiej królują parkingi.
Jedziemy Grzybowską i Przyokopową i w pobliżu Muzeum Powstania Warszawskiego trafiamy na Muzeum Nurkowania. A wieżowiec znowu jest wszędzie.
Gmach Muzeum Powstania prezentuje się godnie i dopracowany jest w każdym szczególe.
Dalej na Przyokopowej wyrosły biurowce – szkło i beton; zupełnie jak na Służewcu Przemysłowym. Na dziedzińcu jednego z nich jest skwer imienia Stefana Kuryłowicza – architekta, który wywarł duży wpływ na kanon współczesnej architektury.
Przez chwilę jedziemy Hrubieszowską i Karolkową przecinamy Prostą. Tu zachowały się resztki fabrycznej historii Woli. I tu też stare miesza się z nowym.
Kolejową, klucząc Tunelową, ze sławnym peronem nr 8 Warszawy Zachodniej, dojeżdżamy do Armatniej i Gniewkowskiej – wreszcie Odolany.
Fascynuje nas walka przyrody z przemysłem. Wszędzie tu naokoło tory, zakłady naprawcze, tony żelastwa – a trawa stara się to wszystko pożreć.
Obrazu opuszczenia dopełniają resztki przystanku autobusowego.
Gniewkowską dojeżdżamy do Potrzebnej i jesteśmy w innym świecie – Nowe Włochy są zadbane i zdecydowanie bardziej ludzkie; Staw Koziorożca prezentuje się elegancko. A za chwilę trafiamy na zabytkową aleję drzew.
Przecinamy Dźwigową i od strony Noteckiej znowu wjeżdżamy na teren kolejowy. Posuwamy się równolegle do ulicy Fortuny. Do rangi symbolu stanu kolei polskich urasta wystawa w oknie jednego z budynków.
Malowniczo wygląda niebieska spalinówka wyłaniająca się z traw. Są też cudeńka architektury kolejowej. Ale naprawdę wielkie wrażenie robi na nas panorama torów – żelastwo niemal po horyzont. I trudno jest sobie uzmysłowić, że w prostej linii to pewnie niewiele ponad 5 km od Pałacu Kultury.
W okolicy zdominowanej przez rdzę trafiają się niespodziewane kolory. Czasem to kolejna spalinówka, a kiedy indziej karmnik przy schronisku manewrowych.
Nagle nad horyzontem wyrasta betonowa budowla – wygląda jak gigantyczna rzeźba. Obok rząd wagonów do przewozu cementu tworzy kolejne dzieło sztuki. Zamarły nabierak koparki też przypomina artystyczną instalację.
Zapędzamy się asfaltową alejką o niespodziewanie dobrej nawierzchni. Ale to droga donikąd, szukamy przejścia przez płoty i krzaki, jednak nic z tego - zawracamy.
Docieramy do ulicy Fortuny, jednak na jednym z domów jest zupełnie inna nazwa. Mijamy Glinianki Sznajdera, nad którymi ludność latem się opala i wyjeżdżamy na Połczyńską.
Z Połczyńskiej skręcamy w Studzienną i dalej jedziemy Jana Kazimierza. Deweloperzy połykają okolicę. Nowe osiedla pożerają Odolany. Reklamy obiecują wspaniałe mieszkania na równie wspaniałych osiedlach.
Jana Kazimierza dojeżdżamy do Ordona. A tutaj stała wystawa bram wjazdowych.
Przez stację benzynową na Ordona docieramy do Prymasa Tysiąclecia, potem tunelem do Bitwy Warszawskiej i drogą dla rowerów na Banacha jedziemy w stronę Pola Mokotowskiego. A tu zakaz rowerowania – dzisiaj Dzień Ziemi.
Rostafińskich jedziemy do Rakowieckiej i przez Szucha do Alej Ujazdowskich. Potem na Most Poniatowskiego i do domu.