Mokotów w zimowy dzień - bez napinki
Długość trasy: 42 kilometry.
Duzi jesteśmy, prowadzimy bloga już ponad osiem i pół roku, nawet nie wypada tłumaczyć z jakiego powodu dzisiaj na Mokotów. Gdyby jednak szukać uzasadnień, to można by rzec: jeździ się, bo ma się rower.
Z Grochowa, przez Gocław, jedziemy w stronę Siekierek. Balaton pokryty jest lodem, tak zimny może być ten ciepły z nazwy akwen.
Potem wjeżdżamy na Most Siekierkowski przystemplowany ikonicznym kominem. Ile mamy na blogu zdjęć tych dymiących rur wie tylko Marcin.
Przed Czerniakowską stoi coś, co Piotrka zawsze frapowało – CIOP PIB - Centralny Instytut Ochrony Pracy - Państwowy Instytut Badawczy. Pociągający skrót kryjący poważną instytucję.
A za Czerniakowską czeka już Panorama, jedna z najstarszych warszawskich galerii handlowych – otwarta w 1993 roku.
Niedaleko galerii, przy rogu Sobieskiego i Sikorskiego, jest Tor Łyżwiarski Stegny. On też nie zalicza raczej rozkwitu, a brzydotą emanuje potężnie – gdzie jest Springer?
Sam tor pamięta lepsze czasy – były też plany by go zadaszyć i zbudować na nowo. Bo poprawić już tu się nic nie da. Da się za to tanio zanocować, a w ofercie jest też sauna i masaż. Lodówek chyba nie ma, bo żywność jest chłodzona w sposób naturalny.
Przed torem rozkłada się giełda zimowego sprzętu sportowego. Czy ktoś kupuje taki sprzęt gdy zimy nie ma? Tu też króluje brzydota.
Jesteśmy na Stegnach, to wskakujemy między bloki. Piotrkowi Stegny tak się właśnie kojarzą: tor łyżwiarski i osiedle mieszkaniowe. Widoki nie rzucają na kolana. Kościół przy Bonifacego nie jest arcydziełem, a ściana bloków, choćby i z górką, raczej nas nie zachęca do dogłębnego zwiedzania. A gdyby tak architektura dostroiła się do nazw ulic na osiedlu: Śródziemnomorska, Korsykańska, Macedońska, Adriatycka, Tyrreńska?
Śródziemnomorską dojeżdżamy do Sobieskiego, a potem skręcamy w Wilanowską by jechać w stronę Górnego Mokotowa. Zatrzymujemy się na Dominikańskiej, przy siedzibie Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Płot obwieszony jest prośbami by Jurek Owsiak nie odchodził; zapowiedział to w emocjonalnym wystąpieniu po zabójstwie prezydenta Adamowicza.
Mijamy Narodowy Instytut Audiowizualny. Jego logo kojarzy nam się z YouTubem.
Wjeżdżamy w Wałbrzyską, by blisko stacji metra wejść do restauracji innej niż wszystkie. Jest mróz i trochę jednak zmarzliśmy. Nie tak bardzo jak wtedy, gdy oglądaliśmy Świdermajery, ale kawa się należy. Piotrek fasuje kawę z bitą, Marcin jak zwykle espresso.
Piotrek nabył nowy kask i następuje prezentacja. Abus, co prawda robi głównie zapięcia, ale może i z kaskiem sobie poradzi. Piotrek na razie jest zadowolony.
Ogrzani ruszamy w stronę Mordoru: al. Lotników, Modzelewskiego (a może jeszcze Gintrowskiego?) do Domaniewskiej. Patrząc od Samochodowej w głąb Domaniewskiej mamy przegląd architektury Mordoru. Jest poczciwy biurowiec typu Lipsk – z czasów gdy o tym terenie mówiono jeszcze Służewiec Przemysłowy. Na rogu z Wołoską widać Saturn – jeden z pierwszych mordorowych budynków. Są plany, by część biurowców z kompleksu Empark, w skład którego wchodzi też Saturn, wyburzyć i pobudować osiedle mieszkaniowe. Widać też młodsze biurowce.
Najbardziej przemysłowe są chyba teraz budynki Zajezdni Autobusowej Woronicza. Resztki poprzemysłowej substancji znikają pod kilofami deweloperów. Powstaje tu coraz więcej domów mieszkalnych. To akurat dobrze, bo dzielnica przestanie wymierać po siedemnastej wraz z zamknięciem biur. Prawie równo cztery lata temu byliśmy tu na wycieczce. To co wtedy było zapowiedzią inwestycji, teraz jest zasiedlane.
Toyota dostosowała się do klimatu Mordoru, a przynajmniej tak się pewnie wydawało jakiemuś copywriter’owi.
Z tyłu zostawiamy nieotwartą, ale już prawie gotową estakadę na Postępu, nad Marynarską.
Buduje się tu wciąż i wciąż. Pozytywny Mokotów stawia domy.
A obok, przy Racjonalizacji znika hala, a jeszcze dwa dni temu była cała.
Konstruktorską w stronę Suwak wjeżdżamy między blokasy. Dużo ich i niezbyt piękne one są.
W miejscu gdzie Suwak wchodzi między bloki, obok czegoś co na mapie nazywa się Park Rozwoju znajdujemy kamienną rzeźbę. Klimat jakby socrealistyczny, Piotrek podejrzewa jednak współczesną stylizację. Znajdujemy informację, że to raczej stara rzeźba znaleziona na terenie magazynów Przedsiębiorstwa Budownictwa Uprzemysłowionego Warszawa Północ, które zostały rozebrane by wybudować osiedle. Pogratulować tym, którzy ocalili trochę ducha robotniczego Służewca.
Stajemy nad wykopem, który biegnie równolegle do Suwak i równolegle do... torów kolejowych linii Warszawa-Radom.
To co widzimy po lewej, to biurowce stojące przy Żwirki i Wigury, pewnie Wiśniowy Business Park. Niesamowite jak te Żwirki są blisko. Po prawej i na wprost mamy Woronicza. Już przed wojną był plan by przebić dzisiejszą 1 Sierpnia w stronę Woronicza, przez Żwirki i Wigury. Chyba pomysł połączenia Ochoty i Mokotowa powrócił znowu.
Jedziemy Woronicza w stronę TVP. Nowy gmach jest klasycznym gargamelem. Autorem dzieła jest Czesław Bielecki, architekt.
Potem skręcamy w Joliot-Curie. Na rogu z Malczewskiego jest niepozorna cukiernia Bezownia. To lokalnie znane miejsce. Marcin kupował tu ciastka gdy wpadał do babci. Piotrek przykleja się do szyby, zafascynowany ruchem wewnątrz, urodą ciast. Jednak nie decydujemy się wejść do środka.
Dojeżdżamy do budynku Polskiego Radia. Budynek, mimo że socrealistyczny, urody jest większej niż budynek TVP. Może z tego powodu, że zaprojektował go Bohdan Pniewski, warszawski architekt, który miał wysoką pozycję w okresie międzywojennym. Pniewski zaprojektował m.in. sądy na Lesznie, a po wojnie Dom Chłopa.
Jedziemy Pilicką do Goszczyńskiego. Mijamy jakiś pałacyk, o którym nic nie wiemy i szpital sióstr Elżbietanek. Szpital działa z przerwami od 1931 roku.
Przy Tynieckiej zatrzymujemy się przy multimedialnej bibliotece dla dzieci i młodzieży. To jedna z ciekawszych i aktywniejszych placówek tego typu w Warszawie. Odbywa się tu sporo zajęć dla dzieci i młodzieży, w tym zajęcia z robotyki, warsztaty teatralne i plastyczne . Biblioteka ma salę kinową, gdzie odbywają się regularne projekcje. W miesiącach letnich, na zewnątrz biblioteki, czynna jest plenerowa czytelnia – można poczytać książki z kawą na hamaku. No i biblioteka działa w niektóre soboty i niedziele w miesiącu.
Przejeżdżamy przez Park Dreszera do Ursynowskiej i Okulskiej.
Sporo tu przedwojennych domów. Ta część Mokotowa daje ślad klimatu jaki był tu dawno temu. Wciąż nas fascynuje, że w Warszawie, obok blokowisk i rozbuchanej komercji – także architektonicznej, są enklawy jak z małego miasteczka.
Racławicką przeskakujemy do Kazimierzowskiej i Odolańskiej. Na tej ostatniej zatrzymuje Piotrka kolejna z jego pasji / marzeń. Kamper, starawy już, jednak realizuje pomysł posiadania samochodu wielofunkcyjnego. I na wakacje i na co dzień. Małe gabaryty dają szansę jeżdżenia także po mieście. Na dzisiaj, ani Marcin ani Piotrek nie mają samochodu. Przy czym Marcin świadomie nie chce posiadać auta.
Przeskok Wiśniową przez Dąbrowskiego do teatru Guliwer. Teatr Lalek Guliwer został założony w październiku 1945. Nazwę zyskał w grudniu 1947 po premierze sztuki "Guliwer w krainie liliputów". Do siedziby na Różanej przeniósł się w 1970 roku.
Z Guliwera już tylko krok do Nowego Teatru. Nowa siedziba teatru mieści się w dawnym garażu, gdzie naprawiano wozy służb oczyszczania miasta. Ciekawe czy grane tu spektakle mają moc oczyszczającą? Budynek jest ładnie zrewitalizowany. Poza teatralną, pełni też inne funkcje: jest tu plac zabaw, miejsce spotkań, kawiarnia, księgarnia. A i miejsce na rowery też się znalazło.
Przeskakujemy Puławską na wysokości Willowej. Tu znowu architektura robi się bardziej kameralna. Narożnik Chocimskiej i Willowej o tej porze jest cichy i pusty. Wystarczy jednak wychylić się w stronę, zamarzniętej teraz, tafli Morskiego Oka, by natknąć się na blokasy.
Zawijamy przez Skwer Tarasa Szewczenki i Bagatelą jedziemy do Ujazdowskich. Potem pasaż Nowym Światem i Krakowskim Przedmieściem i zjazd na Most Śląsko—Dąbrowski.
A potem to już przez Pragę do domów.