Na Wilno! Na zakupy!
Długość trasy: 33 kilometry.
Piotrek zaczął od marudzenia. – Nie chce mi się dzisiaj jechać gdzieś dalej. Cały piątek sypało; o mało się nie zabiłem, tak było ślisko. I musiałem zmienić opony na zimowe. A wiadomo, że tego nienawidzę. – Ale jeździmy w ogóle? – spytał Marcin. – Tak, byle gdzieś blisko.
Ruszamy w kierunku Wschodniego. Na dworcu trochę ludzi i nadal świąteczna atmosfera. W holu pręży się dumnie potężne drzewko. Styczeń już mocno zaawansowany, a choina stoi. Ciekawe, kiedy je rozbiorą? Może, jak tradycja każe, na Matki Bożej Gromnicznej, bo Trzech Króli i Niedziela Chrztu Pańskiego już za nami.
Tunelem pod torami kierujemy się w stronę Szmulek. Mamy wrażenie, że ostatnio wszystkie nasze drogi tędy prowadzą. Potem jedziemy Naczelnikowską i Księcia Ziemowita. Przebieg Księcia Ziemowita nie zmienił się w zasadzie od lat dwudziestych ubiegłego wieku. A i zabudowa przetrwała wojnę i dopiero upływ czasu naruszył okoliczne domy.
Resztki zabudowy wciąż walczą. Można tez zobaczyć wiekową kapliczkę i spojrzeć jak otwiera się perspektywa wyznaczana przez Kanał Bródnowski.
Jakiś przedsiębiorczy wulkanizator wierzy, że reklama jest dźwignią handlu.
Gdzieś na horyzoncie majaczy Wilno. Szukamy drogi i znajdujemy. Wjazd do Wilna musi być przez bramę. I takowa jest: duża, solidna, stalowa.
Wjeżdżającego na osiedle wita plac zabaw i dość kameralna zabudowa. Domy są nieogrodzone, ulica można przejechać bez trudu. Powstaje tu kawałek miasta, a nie betonowe plomby w środku pola, jak to zwykle jest na nieodległej Białołęce.
Znosi nas w stronę Bukowieckiej. Tu też widać kawałek prawdziwej Warszawy – na tej ulicy, przed wojną, była granica miasta.
Osiedle wygląda dość ciekawie. Zabudowa jest niewysoka, trzy piętrowa. Wytyczone ulice są kameralne, pobudowano placyki mogące służyć jako miejsca spotkań czy odpoczynku. Domy są interesująco wykończone.
Jak przystało na ośrodek uniwersytecki i kulturalny, Wilno czci wielkich rodaków związanych z tym miejscem, jak Czesław Miłosz, Juliusz Słowacki czy Adam Mickiewicz.
Zadbano też o stojaki na rowery. No i nie mogło też zabraknąć Ostrej Bramy, jednego z symboli Wilna.
Dom Development zrobił wielką rzecz, rzadko deweloper tak dba o komunikację dla swoichmieszkańców. Tu wybudowano dużą stację kolejową i w dodatku dostosowaną do potrzeb osób poruszających się na wózkach.
Opuszczamy „Wileńszczyznę”, Janowiecką i Warszawską jedziemy w stronę Ząbek. Po drodze mijamy kościół i Szpitalną kierujemy się w stronę Drewnicy.
Ta część Ząbek zwykle kojarzona jest ze szpitalem psychiatrycznym. I zaiste - na tym terenie, od dziewięćdziesiątych lat dziewiętnastego wieku, działa taki szpital. Ciekawa jest historia samej Drewnicy. Nazwa powstała od nazwiska Leona Drewnickiego, który „w 1821 roku, za zaoszczędzone pieniądze i z niewielkim udziałem rodzinnym przekazanym przez brata kupił 300 hektarów rządowego gruntu pomiędzy Markami a Ząbkami i na tym pustym, zabagnionym i zalesionym terenie założył majątek ziemski, tzw. kolonię.” Właściciel majątku walczył w Powstaniu Listopadowym, a po jego klęsce wyemigrował do Francji, gdzie w Paryżu zmarł.
Szpitalną przecinamy Trasę Toruńską i po chwili jazdy jesteśmy w Decathlonie. I tak ujawnia się nasz prawdziwy cel podróży. Marcin ma do kupienia jakieś rowerowe rzeczy, Piotrek też potrzebuje jakieś smary i termiczne koszulki. Decathlon ma całkiem spory dział rowerowy i w dodatku nie zamienia go zimą w dział narciarski. Może jednak na rowerze da się jeździć także gdy pada śnieg? Oglądamy rowery, niektóre całkiem fajne. Nawet trochę sobie jeździmy po sklepie. Naszą uwagę zwraca całkiem zgrabna szoska i trekkingowa hybryda z wewnętrznym napędem.
Ogrzani i zaspokoiwszy shoppingowy głód, ruszamy w stronę Bródna trasą rowerową wzdłuż Toruńskiej i Głębockiej. Potem prujemy Wincentego i 11 listopada. Przeskok pod torami Dworca Wschodniego i po chwili jesteśmy w domu.