Pod znakiem biało-czerwonej
Długość trasy: 43 kilometry.
Jesień długo nas rozpieszczała, czasami sugerując, że nigdy nie odejdzie. Aż tu nagle za oknami zrobiło się minus 6 i do okien zastukała zima.
Odczuwalna temperatura jest pewnie jeszcze niższa - tak na oko minus 10. Jedziemy przez Pragę w kierunku Muranowa. Dojeżdżamy do Andersa, później Zamenhoffa i jesteśmy pod Muzeum Historii Żydów Polskich. Muzeum jest ogromne, ma ciekawą bryłę z charakterystycznym pęknięciem i stoi w centrum dawnego getta.
Przed budynkiem siedzi Jan Karski, na podobnej ławeczce jak w Łodzi.
Muzeum jest dostosowane do potrzeb osób niepełnosprawnych, co można sprawdzić w wyszukiwarce niepelnosprawnik.eu. Dziwne jest jednak to, że ten nowoczesny budynek zaprojektowano w sprzeczności z zasadami projektowania uniwersalnego - wręcz przygotowano go segregacyjnie. Filozofia projektowania uniwersalnego to takie podejście do produktów i otoczenia, aby mogły być one użyte w takim samym stopniu przez jak największą grupę użytkowników. W tym nowym, stawianym od podstaw budynku, wejście dla osób poruszających się na wózkach zrobiono z boku, oddzielnie od reszty. Ci na wózkach mają swoje wejście, a ci „sprawni” swoje. Rowerzystów też potraktowano dość dziwnie. Po jednej stronie budynku jest kilka porządnych stojaków, ale główny rowerowy parking wyposażony jest w wyrwikółka.
Otoczenie muzeum pełne jest pomników związanych z historią miejsca. Do tej pory nie zwróciliśmy na to uwagi: jedna z postaci na pomniku poświęconym bohaterskim powstańcom z Getta Warszawskiego to kobieta trzymająca pistolet maszynowy; to chyba jedyna kobieta tak uwieczniona na warszawskim pomniku. Z tyłu muzeum, bliżej skrzyżowania Karmelickiej z Lewartowskiego jest pomnik Willy'ego Brandta, który oddawał hołd walczącym w powstaniu Żydom.
Przecinamy Jana Pawła i kręcimy się w okolicach Nowolipia. Cały praktycznie Muranów wybudowano na terenie kompletnie zgruzowanego getta. Domy stoją na gruzach, a pod gruzami leżą zwłoki ludzi. Osiedle Muranów projektował Bohdan Lachert, jednak nie dane mu było wybudować go zgodnie z zamierzeniami. Właśnie zaczynał królować socrealizm i nie było dobrej atmosfery do tworzenia awangardowych dzieł. Lachert był połową przedwojennego tandemu architektów tworzonego wraz z Szanajcą, co świetnie opisuje Beata Chomątowska w książce „Lachert i Szanajca. Architekci awangardy”.
Z Muranowa jedziemy w stronę Leszna i zatrzymujemy się przy rozwidleniu z Aleją Solidarności. Tu, na terenie dawnego targowiska na Kercelaku, stoi pomnik poświęcony mieszkańcom Woli bestialsko zabijanych podczas Powstania Warszawskiego. W akcjach niemieckich oddziałów zginęło ponad 60 tysięcy osób. Rozkaz Hitlera brzmiał: wszystkich mieszkańców zabić, nie brać jeńców. Warszawa ma być zrównana z ziemią.
Leszno, a potem Górczewską jedziemy do Płockiej i dalej w stronę Obozowej. Zimno daje się nam we znaki, musimy gdzieś wejść, by się ogrzać. Z braku laku znajdujemy schronienie na stacji benzynowej. Po odtajaniu ruszamy Obozową na Koło.
Teren między ulicami Bolecha, Obozową, Deotymy, Ożarowską to miejsce, gdzie skupiły się realizacje modernistycznej przedwojennej architektury. „Najstarsze osiedle na Kole powstało wiosną 1935 roku z inicjatywy Banku Gospodarstwa Krajowego, który zorganizował na obszarze ograniczonym ulicami Dobrogniewa, Obozową oraz Dalibora wystawę mieszkaniową. Powstało wówczas osiemnaście domów jednorodzinnych (spośród których dziesięć znalazło się na terenie wystawy), sześć bliźniaków, dwa domy szeregowe oraz pawilon wystawowy i wieża widokowa - projekty zabudowań przygotowali między innymi Stanisław Brukalski, Barbara Brukalska, Piotr Kwiek, Tadeusz Sieczkowski oraz Wacław Tomaszewski. Celem wystawy było zaprezentowanie nowoczesnego, racjonalnego budownictwa mieszkaniowego przeznaczonego dla szerokich rzesz mieszkańców, także niżej sytuowanych.”
„Obok powstało osiedle wybudowane przez Towarzystwa Osiedli Robotniczych. W ramach osiedla wybudowano dwadzieścia dwupiętrowych bloków mieszkalnych ułożonych prostopadle do ul. Obozowej, która stała się główną osią założenia, uzupełnioną wkrótce o linię tramwajową. Mieszkania zaprojektowano oraz wybudowano z myślą o robotnikach, wobec czego znalazły się tutaj mieszkania niewielkie i tanie, ale nowocześnie zaprojektowane - były przeciętnie dwupokojowe, posiadały dostęp do gazu, kanalizacji i wody, wyposażone były w szafy wnękowe, choć łazienki nadal znajdowały się jedynie na piętrze.” (źródło)
Charakterystyczny dla tego osiedla jest korytarz biegnący wzdłuż Obozowej.
Po wojnie Helena i Szymon Syrkusowie zaprojektowali po drugiej stronie Obozowej kolejne modernistyczne osiedla, zanim jeszcze socrealizm przygniótł wszystkie nowo projektowane budynki swoją monumentalną łapą. Co ciekawe, Lachert, Brukalscy i Syrkusowie należeli przed wojną do Praesens: grupy zrzeszającej awangardowych architektów i artystów, zwolenników konstruktywizmu i funkcjonalizmu w sztuce.
Księcia Janusza i Księcia Bolesława dostajemy się w okolice Widawskiej. A tam, zza drzew, patrzy na nas dziwna wieżyczka. Nie jesteśmy w stanie zidentyfikować przeznaczenia tej budowli. Na blogu Warszawa Moim Oczkiem znaleźliśmy informacje, że to dawna wieża kontrolna lotniska na Bemowie. Mimo, że budynek klimatyczny, teraz niszczeje bez pomysłu na zagospodarowanie.
Dalej jedziemy Obrońców Tobruku i Stanisława Maczka w stronę Powstańców Śląskich. Nazwy ulic upamiętniają bohaterów i bohaterskie czyny oręża polskiego, a droga prowadzi obok Fortu Bema, symbolu wojskowej dominacji carskiej Rosji.
Chwilę jedziemy Rejmonta, Aleją Zjednoczenia i Perzyńskiego. Elbląską i Przasnyską zapuszczamy się na tereny Żoliborza Przemysłowego. Nazwa przestała być aktualna, teraz to raczej Żoliborz mieszkaniowy - zabudowuje się w szalonym tempie. Przeżywamy deja vu, podobne obrazki widzieliśmy na Odolanach.
Przasnyską dojeżdżamy do Duchnickiej, do Instytutu Mechaniki Precyzyjnej, miejsca potwierdzającego niegdyś przemysłowy charakter tej części miasta. Sam instytut powstał w 1927 roku.
Część budynków to nadal Instytut, ale w części to już biura przeróżnych firm. Przed budynkami stoją, zabytkowe chyba, prasy. Ale jest też krowa i kamienne koła na lodowej tafli.
Zapuszczamy się w uliczki: Słodowiecką, Piaskową, Burakowską, Kłopot. To są jakieś minione światy skryte między torami a Powązkowską.
Tu też deweloperzy wydzierają ziemię miastu, by zaspokoić mieszkaniowy głód warszawiaków. I rozwiązania architektoniczne jakiś dziwnie podobne do tych sprzed kilkudziesięciu lat. W tle widać rondo Babka (zwane niesłusznie rondem Zgrupowania AK „Radosław”); nie sposób nie zauważyć olbrzymiego patyka stojącego pośrodku.
Maszt jest gigantyczny i całkowicie dominuje okolicę. To totalna porażka estetyczna. Ale za to uświetnia wszystkie możliwe okazje.
Wojska Polskiego jedziemy w stronę placu Wilsona i znowu musimy się ogrzać; wpadamy na kawkę i ciepłą zupę do Art Cafe. Posileni i ogrzani ruszamy w stronę domu „pracową” trasą Marcina. Mickiewicza, przez wiadukt, do Międzyparkowej. Za Parkiem Traugutta skręcamy w stronę Mostu Gdańskiego,na drogę dla rowerów biegnącą równolegle do Wenedów. Przeskok przez Wisłę i jesteśmy na Jagiellońskiej. Jeszcze parę minut i możemy w domu wypić gorącą herbatę.