Osada Fabryczna - Żyrardów
Długość trasy: 62 kilometry.
– Może jutro ruszymy później, tak około ósmej, będzie już widno i da się robić zdjęcia? – napisał Marcin. Piotrek odpisał: – Jutro o 6:02 mamy ze Wschodniej pociąg do Żyrardowa; wysiadamy 7:30 i będziesz miał światło do robienia zdjęć.
I pojechaliśmy. Na Wschodniej ruch; sporo osób kończy i zaczyna pracę o tej porze. W pociągu kiwamy się sennie w rytm stukotu kół. Wysiadamy na stacji skąpanej w mroku. Nasz pierwszy cel to betonowy tor kolarski na Żeromskiego. W Warszawie i okolicach jest kilka torów kolarskich. Ten najbardziej wypasiony - kryty, z drewnianą nawierzchnią - jest w Pruszkowie. Orzeł w Warszawie to zgruzowany relikt. Jaki jest ten w Żyrardowie - nie wiemy. Tor okazuje się zamknięty na cztery spusty. Naokoło wysoki płot, a za płotem groźnie ujadający pies. Jak piszą na stronie OSIRu „Żyrardowski tor kolarski to kolebka medalistów mistrzostw świata i olimpijczyków. Właśnie na tym obiekcie, który powstał w 1964 roku, po raz pierwszy na profesjonalny rower wsiedli m.in. Grzegorz Jaroszewski (wicemistrz i brązowy medalista mistrzostw świata), Leszek Stępniewski (wicemistrz świata). ”
Nieco zawiedzeni brakiem możliwości obejrzenia toru z bliska, ruszamy na zwiedzanie Żyrardowa. Jedziemy przez park imienia Karola Augusta Dittricha, jednego z austriackich inwestorów, dzięki którym Żyrardów rozkwitł.
„Historia Żyrardowa sięga początków XIX wieku, a nazwa miasta pochodzi od nazwiska Philippe'a de Girard'a, pierwszego dyrektora technicznego żyrardowskiej fabryki lniarskiej. Z pochodzenia był Francuzem, a z wykształcenia był inżynierem, ale przede wszystkim konstruktorem oraz wynalazcą, między innymi turbiny wodnej oraz maszyny do mechanicznego przędzenia lnu – wynalazku, który zrewolucjonizował proces obróbki lnu.”
„Przełomowym (dla miasta) był rok 1857 kiedy żyrardowska fabryka przeszła w ręce dwóch austriackich inwestorów – Karola Augusta Dittricha oraz Karola Hiellego. To właśnie ich, oraz Karola Dittricha jr., reformy przyczyniły się do największego rozkwitu miasta w swojej historii. Oni, również nadali ostateczny kształt Osadzie Fabrycznej (zajmującej teren 36 hektarów). Osada Fabryczna to układ urbanistyczny, w skład którego wchodzą budynki mieszkalne (osiedle domków robotniczych, Familijniak, domy dyrektorskie, Willa Dittricha), budynki użyteczności publicznej (m.in. Kantor, Resursa) oraz budynki samych fabryk (tzw. roszarnia, zespół fabryczny Bielnika, Stara i Nowa Przędzalnia). Miasto zbudowano w oparciu o ideę »Miasta Ogrodu«, gdzie uwagę zwraca regularna siatka ulic, wzdłuż których rosną bujne i dorodne kasztanowce, lipy oraz dęby, a osiedla domów robotniczych budowano tzw. kwartami.”
„Zabytkowa Osada Fabryczna przetrwała do dnia dzisiejszego w niemal niezmienionym stanie i jest jedynym, w pełni zachowanym, dziewiętnastowiecznym układem urbanistycznym w Europie.”
Teren osady wyróżnia się nie tylko logiką zabudowy, ale także urodą. Prawie wszystkie domy zbudowane są z czerwonej cegły. Nawet budynki fabrycznej straży ogniowej stylem korespondują z otoczeniem.
Dzisiaj, w dawnych dyrektorskich willach mieszkają już inni lokatorzy. A jednak współczesny rower stanowi jakiś zgrzyt w tym otoczeniu.
Jeździmy po Żyrardowie. Korzystając z nieco lepszego światła, wracamy też na dworzec, aby sfotografować jego zabytkowy budynek z początku XX wieku i zaparkowane wkoło rowery.
W Żyrardowie mieszkali i pracowali Polacy, Austriacy i Niemcy, Szkoci, Czesi, Słowacy, Żydzi. Można też było spotkać Anglików i Rosjan. Tę wielokulturowość potwierdzała obecność: kościołów różnych wyznań (istniały dwa kościoły parafii rzymsko – katolickich, kościół luterański, kościół Baptystów, synagoga żydowska); cmentarzy (wspólnego katolicko – protestanckiego oraz kirkutu); tworzenie się dzielnic, które zamieszkiwane były, zazwyczaj, przez jedną nację. Pracownicy zakładów oraz inni mieszkańcy mogli korzystać z wielu, nieosiągalnych jak na owe czasy, socjalnych zdobyczy. Mieli do dyspozycji dom kultury, ochronkę z babińcem, darmową opiekę w szpitalu fabrycznym, łaźnię i pralnię oraz kilka szkół. „Pierwszym krokiem ku poprawie warunków socjalnych było wybudowanie osiedla domów robotniczych wraz z jego konsekwentną rozbudową. Każdy zasłużony robotnik mógł dostać lokum w takim murowanym, z czerwonej cegły, domu stojącym przy którejś z miejskich uliczek.”
Zakłady i w konsekwencji miasto po pierwszej wojnie zaczęły podupadać, a ostatecznie przemiany lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku położyły praktycznie kres temu śmiałemu zamierzeniu. Jeździmy po tym ogromnym terenie i podziwiamy monumentalne budowle, których przeznaczenia często nie jesteśmy w stanie się domyślić.
Kiedyś Żyrardów był przykładem idealnie zbalansowanego organizmu. Dzisiaj jest miastem nierównym. Obok miejsc zadbanych, rewitalizowanych, są całe fragmenty zabałaganione i podupadające.
Głowna brama zakładów obok Nowej Przędzalni była świadkiem strajku w czasach pierwszej „Solidarności”. Warto uzmysłowić sobie o co walczyli robotnicy pod koniec 1981 roku. Oto kilka strajkowych postulatów: sprawiedliwego podziału żywności dla wszystkich obywateli naszego kraju; realizacji zaległych kart żywnościowych, pełnego zaopatrzenia w produkty nabiałowe; powrotu Żyrardowa do województwa warszawskiego.
Nieco zmarznięci wchodzimy na kawę do kawiarni mieszczącej się w pasażu obok Nowej Przędzalni. Kawa nawet niezła, ciacho też, tylko pani kelnerka jakaś markotna. Nasyceni ruszamy w stronę Warszawy. Ulicą Mireckiego jedziemy w stronę Międzyborowa. W okolicach Konopnickiej zatrzymuje nas widok macew za płotem z siatki. Okrążamy kirkut kilka razy i nie znajdujemy wejścia. Naokoło są prywatne zabudowania. Na cmentarzu widać współczesny chyba pomnik. Potem dowiadujemy się, że żyrardowski kirkut jest jednym z ciekawszych na Mazowszu. A wejście jest przez gospodarstwo rodziny, która mieszka w dawnym domu przedpogrzebowym.
Wincentego i Jagiellońską dojeżdżamy do Śródborowa, a potem zawierzając mapie jedziemy drogą wzdłuż torów w stronę Jaktorowa. To okazuje się jednak błędem. Droga prowadzi obok remontowanych czy nowych torów linii skierniewickiej. Początkowo udaje się nam jechać świeżym nasypem. Potem jest gorzej, bo pozostaje nam do dyspozycji rozjeżdżona przez ciężkie maszyny drożynka, teraz mająca postać wielkich kolein. Od wyjazdu z Żyrardowa pada coraz mocniej i koleiny wypełniają się błotną mazią. Jedzie się nam mozolnie, chyba na piechotę byłoby szybciej. Piotrek jest zabłocony totalnie, Marcin radzi sobie lepiej.
Zmachani wjeżdżamy do Jaktorowa. Żegnamy się z błotną kąpielą i chcąc nie chcąc, wbijamy się w wojewódzką 719-tkę. Tu idzie nam znacznie lepiej jeśli chodzi o nawierzchnię, ale towarzystwo śmigających samochodów nie jest zbyt miłe. Mijamy Grodzisk, Milanówek i nadal 719-tką jedziemy stronę Brwinowa. Leje już całkiem mocno, zaczynamy z lekka przemakać. Przed Podkową odbijamy w Brwinowską w stronę torów, a potem 720-tką przez Otrębusy jedziemy przez chwilę w stronę Nadarzyna. Marcin schował już aparat, bo jest obawa, że deszcz zaleje delikatne przecież urządzenie. W Otrębusach skręcamy w Słoneczną i jedziemy wzdłuż torów WKD-ki. Tu jest znacznie milej. Co prawda droga czasem znika, ale generalnie da się jechać raz po jednej, raz po drugiej stronie torów. Dojeżdżamy do Pruszkowa. Tu na chwilę się zatrzymujemy by zrobić zdjęcie Arenie BGŻ, czyli najnowocześniejszemu w Polsce i chyba w Europie, torowi kolarskiemu.
Nadal obok torów podążamy w stronę Michałowic. Piotrek zaczyna marudzić. Nie chce mu się już jechać w tym deszczu. Nadal ma energię, ale wola jakoś nie nadąża i przyjemność z jazdy coraz mniejsza. Na stacji w Regułach sprawdzamy rozkład – pociąg w stronę Warszawy będzie za 10 minut. Po dwudziestu minutach jesteśmy na Śródmieściu i po następnych kilkunastu na Grochowie.