Pojazdówka, albo do trzech razy sztuka
Długość trasy: 60 kilometrów.
Przyciągnęła nas związana z torem kolarskim Orzeł inicjatywa Nowe Dynasy, która „stara się by przywrócić nowe życie, zarówno kultowemu welodromowi, zabytkowemu budynkowi klubowemu, jak i otaczającemu je terenowi zielonemu, by stały się rekreacyjno-sportowym sercem Kamionka / Grochowa.” Kibicujemy działaniom na rzecz Grochowa, a już w szczególności rozwojowi rowerstwa.
Start Pojazdówki, odbywającej się „ku chwale toru kolarskiego Orzeł — Nowe Dynasy”, zaplanowano przed budynkiem klubowym toru czyli właśnie przy Nowych Dynasach. Nazwa nawiązuje do toru rowerowego przy ulicy Dynasy na Powiślu - tam w XIX wieku zaczęła się historia warszawskiego kołownictwa. Świetnie opisał to Piotr Kubkowski w swojej książce „Sprężyści”.
Dzisiaj tor na „Orle” jest zamknięty, zniszczony i nieużywany. Meta zaplanowana jest na torze kolarskim w Pruszkowie – mamy nadzieję, że to nie jest zły znak, byliśmy tam dwa razy i za każdym razem mocno się rozczarowaliśmy.
Zebrało się nas całkiem sporo, pewnie kilkadziesiąt osób: towarzystwo na szosowych maszynach, wielbiciele graveli, a także przedstawicielki i przedstawiciele miejskiego pedałowania. I takie też trzy warianty trasy zaplanowano. Ruszamy wspólnie w stronę Mostu Łazienkowskiego, a za Wisłą rozdzielamy się i każda grupa jedzie swoją trasą. Od czasów gdy Masa Krytyczna jechała przez Grochów, nie było na dzielni widać tylu zrowerowanych.
My jedziemy w grupie miejskiej, jest nas kilkanaście osób. Nasza grupa jest mocno zróżnicowana: chłopak na trajce, kilka osób na trekingowych rowerach, parę osób na ostrym kole – kurierzy? i chłopak, który zgłosił się do prowadzenia grupy, ktoś z Nowych Dynasów? – ubrany w obcisłe, jak szosowiec, lecz na ostrym kole. Peleton rozpada się już przy Grochowskiej, na pierwszym skrzyżowaniu ze światłami.
Za Wisłą, przy Moście Łazienkowskim czeka na nas reszta grupy miejskiej, ale pozostałe grupy już się rozjechały na swoje trasy. Nie znamy się, nie wiemy kto z nami jedzie, nie przedstawiamy się sobie. Jedziemy.
Z Łazienkowskiego jedziemy do Ludnej, Kruczkowskiego i w górę Tamką. Grupa się rozciąga. Na Świętokrzyskiej czekamy na Dawida (kolegę z pracy Marcina), który został na światłach przy Marszałkowskiej. Wreszcie przy Żelaznej, chłopak w obcisłym na ostrym kole pyta, czy możemy się rozdzielić, bo czoło grupy ma większe tempo i czy znamy trasę. Mówimy, że wiemy gdzie jest tor w Pruszkowie i damy radę. Przez chwilę jedziemy z chłopakiem jadącym na trajce, a potem zostajemy z tyłu we trzech: Dawid, Marcin, Piotrek.
Kręcimy niespiesznie, tempo jest nieco rwane, bo w ruchu miejskim trudno o płynność. Co jakiś czas doganiamy grupę: na Kasprzaka, na Wolskiej, przy Sowińskiego. Na dobre znikają nam z oczu przy Dźwigowej. Dźwigową i Chrobrego przejeżdżamy przez Włochy. Ryżową przecinamy Aleję 4 czerwca i potem Aleje Jerozolimskie. I jeszcze raz niespodziewanie nawiązujemy kontakt wzrokowy z grupą gdzieś w okolicy Opaczy.
Wiaduktem nad S7 wjeżdżamy do Michałowic. Przy skrzyżowaniu Polnej i Cichej robimy popas na bułę i małe co nieco. Okolica nie powala urodą.
Przy ratuszu w Michałowicach mamy sekwencję pełnej wiejskości: pasące się stadko kur i traktor przy pierwszej wiosennej orce.
Przeciskamy się między Pęcickimi Stawami i dojeżdżamy do toru w Pruszkowie.
Wiemy, że na tor mamy dostać się od tyłu, wejściem dla zawodników. Na głównych drzwiach ani kawałka informacji – widać impreza w środku tylko dla wtajemniczonych; znaczy, że elitarna? Pod halą toru nie znajdujemy stojaków, przypinamy się do słupów latarni. Czyli jest tu jak poprzednim razem: zero informacji i słabo z infrastrukturą rowerową, chociaż ta w środku jest najwyższej europejskiej klasy.
Z tym torem coś mocno skrzeczy – jedyny taki w Polsce, siedziba Polskiego Związku Kolarskiego, trenuje tu nasza kadra narodowa. Jednocześnie na stronie www toru można przeczytać prośbę o wsparcie toru. Jest informacja o dramatycznej sytuacji finansowej areny: „jeśli nie zaczniemy sukcesywnie spłacać zadłużenia względem wykonawcy […] tor zostanie zlicytowany. […] Do spłaty jest łącznie 8 milionów złotych”.
Wchodzimy do środka, spotykamy część osób z naszej grupy. Nie wiemy czy grupa szosowa i gravelowa dojechały, a może ludzie już sobie poszli?
Na śródtorzu rozstawiona jest wystawa o Nowych Dynasach. A na samym torze odbywają się zawody WroWelo Track II. Na trybunach pustka, obecni głównie zawodnicy, zawodniczki i osoby towarzyszące.
Nie rozumiemy o co chodzi w zawodach. Widzimy, że są jakieś typy tego torowego ścigania, ale czemu jadą raz więcej raz mniej kółek, to nie łapiemy. Nawet to malownicze przez jakiś czas, ale potem w głowach nam się kręci od nadążania wzrokiem za ścigającymi się.
Popatrzyliśmy i spadamy. W wejściu spotykamy część grupy szosowej, a potem już na ulicy, wymieniamy uśmiechy z Ministrą Kolarstwa. Planujemy drogę powrotną, jednak najpierw na kawę – najbliższa jest na stacji Pruszków WKD.
Wymyśliliśmy sobie, że wrócimy inną trasą, wzdłuż torów WKaDki. Bez większych przeszkód udaje się nam to do Michałowic. Momentami jedziemy po nasypie z towarzyszeniem melodii przesypujących się kamyczków. Na wysokości Opaczy dajemy spokój i szukamy bardziej cywilizowanych dróg. Fajnie byłoby poprowadzić szlak rowerowy wzdłuż torów – to byłaby piękna przejażdżka na trasie Podkowa Leśna – Warszawa.
Od Opaczy jedziemy Środkową i Szyszkową i lądujemy w Alei Krakowskiej na wysokości lotniska. Dawid odbija w 17 Stycznia i wraca do domu w Wilanowie. My jedziemy przez Ochotę do Alej Jerozolimskich, potem Prostą i Świętokrzyską do Mostu Świętokrzyskiego i dalej na Grochów.
Podsumowanie
Na koniec kilka słów o naszych wrażeniach na temat samej imprezy. Koleżeństwo z Nowych Dynasów zwróciło się do nas byśmy my – Nieoczywiste Wycieczki Rowerowe, włączyli się do organizacji Pojazdówki. Pomysł nam się spodobał, wiadomo - Grochów i rowerstwo są dla nas ważne. Poszliśmy na spotkanie organizacyjne i pierwsze zdziwienie, nikt się nie przedstawia (pewnie tylko my nie wiemy kto jest na sali) i rusza rozmowa o strategii działania inicjatywy Nowe Dynasy. Po jakimś czasie przebiliśmy się w kwestii naszej roli podczas Pojazdówki; ustaliliśmy, że rozwiesimy kilka plakatów i poprowadzimy grupę miejską. Próbowaliśmy ustalić którego dnia weekendu jedziemy, ale stanęło na tym, że decyzja będzie na kilka dni przed imprezą i na plakatach będą dwie daty 7 i 8 marca, „bo przecież zawsze tak robimy” - usłyszeliśmy. Rozmawialiśmy z kilkoma osobami o Pojazdówce i dla nich ważne było, by datę ustalić wcześniej, bo weekend to czas rodzinny i warto go planować zawczasu.
W dniu imprezy kolejne zdziwko, bo najpierw ogłoszono, że jedziemy do Łazienkowskiego wszystkimi grupami razem, a potem ktoś miły w obcisłym zdecydował, że prowadzi grupę miejską, zwołując ją do siebie. Przygotowana przez nas trasa została zastąpiona jakimś na wpół improwizowanym tworem, dość powiedzieć że niektóre fragmenty pokonaliśmy ciągami pieszo rowerowymi. Znowu nie ma pomysłu na zintegrowanie grupy. Na torze w Pruszkowie nikt grup nie wita, nie dba o jakieś minimalne zaopiekowanie się przyjeżdżającymi, nie buduje żadnej wspólnoty – nie wiadomo kto dojechał, kto już odjechał. Zawody, dla nas laików, mało zrozumiałe, nikt nie próbował objaśnić o co w tym chodzi.
Można uznać, że to takie nasze marudzenie. Jednak inicjatywa Nowe Dynasy deklaruje, że chce na torze Orzeł stworzyć „[...] lokalne centrum dzielnicy w oparciu o sport, rekreację i wypoczynek, odkryty welodrom jako centrum integracji lokalnej społeczności, […] ogólnodostępne miejsce aktywnego wypoczynku dla wszystkich mieszkańców.” A my mamy wrażenie pełnej hermetyczności inicjatywy - podczas spotkania organizacyjnego i Pojazdówki wybrzmiewa tor kolarski – głównie dla pasjonatów. Nie ma włączania lokalsów z Grochowa i Kamionka, bo nikt o nich nie zadbał ze strony organizatorów. Nie ma próby zbudowania kapitału społecznego z ludzi na imprezie. Przejazd jawi się nam jako głównie szybkie przemieszczenie się do Pruszkowa, o zawodach torowych wiemy tyle samo, co przed ich zobaczeniem. I są to wrażenia dwóch facetów, którzy na co dzień przemieszczają się na rowerze i uważają, że odbudowa toru to fajna rzecz. A co z mieszkańcami okolicznych osiedli, którzy być może wolą park zamiast toru, bo tor kojarzy im się z drogą zabaweczką dla wybranych? Czemu mieliby wspierać odbudowę toru? Pojazdówka w naszym odbiorze była raczej dla tych co wolą „pocisnąć” niż dla tych, co na tor mieliby przyjść rekreacyjnie, a tych jednak w okolicy będzie większość.