Tłuszcz - koda
Długość trasy: 35 kilometrów.
Wyprawa do Tłuszcza jest częścią mitu założycielskiego naszych wycieczek. Nie zastanawiamy się, po co gdzieś jechać. Ważna jest sama podróż, wrażenia z jazdy, świat wokół.
Ruszamy pociągiem z Wileńskiej.
Dzisiaj w większym składzie – jak to mówi Marcin, jadą z nami zstępni Piotrka: Mikołaj i Milena.
Pociąg do Tłuszcza peron opuszcza i po małej półgodzinnej jeździe jesteśmy na miejscu.
Przed Urzędem Miejskim stoi parowozik. Może to pamiątka po kolejce wąskotorowej łączącej hutę szkła w Tłuszczu z terenami kolejowymi?
Dojeżdżamy pod Złoty Ul Dom Gościnny przy Długiej.
Tam czekają na nas Ola i Kasia, znajome Piotrka. Będą naszymi przewodniczkami po Gminie Tłuszcz.
Koń jaki jest, każdy widzi. Niezmiernie miło zobaczyć to wspaniałe zwierzę – kiedyś powszechne w wiejskim krajobrazie, teraz coraz rzadsze.
Nasze przewodniczki prowadzą nas do Wilczeńca, a potem w stronę Dzięciołów. Gruszkową jedziemy w stronę Ołdaków.
Pogoda jest piękna. Świeci słońce, rześko. A my przekonujemy się, jak urokliwe są tereny wokół Tłuszcza. Tu też, jak w wielu miejscach Mazowsza, powszechne są wierzby. Jeden z olenderskich śladów na terenie Polski.
Mijamy Kury i kierujemy się w stronę Zastonowizny. A potem, środkiem lasu, jedziemy Aleją Anny Walentynowicz. Przy drodze jest głaz upamiętniający pobyt patronki ulicy w pobliskiej wsi podczas II Wojny Światowej.
Inicjatorką tego upamiętnienia jest właścicielka okolicznego gospodarstwa agroturystycznego „Po Kądzieli”.
Coś nas pociąga w tych mazowieckich płaskościach. Jest w tym spokój podobny do tego podlaskiego.
Na Mostku Szczęścia, zwieszającym się nad rzeczką Cienką, robimy sobie grupowe foto. Podobno odbywały się na nim potańcówki.
Wjeżdżamy do miejscowości Kąty-Wielgi. Swoją drogą, skąd biorą się te nazwy?
Ola prowadzi nas do lasu, gdzieś tu był kiedyś dwór; teraz nie ma po nim śladu.
Możemy tylko popatrzeć na torfowisko, które latem zakwita setkami nenufarów.
Podziwiamy też najstarszy w okolicy dąb, ciekawe jaką ma nazwę?
A przy drodze natrafiamy, niektóre i niektórzy z nas, na podgrzybki – jest ich całkiem sporo.
Kręcimy w stronę Boruczy. Aura i kolory całkiem nielistopadowe.
Mijamy „Kozią Zagrodę”. Ola i Kasia mówią, że właścicielka robi wspaniałe sery. Jednak nie dobijamy się, szanujemy niedzielę.
Na łące wylegują się rogate, czerwone krowy. To chyba towarzystwo ze Szkocji.
Popylamy dalej, gawędząc, jak piękna jest tu okolica i jak mało wypromowana.
Nie ma wycieczki po Mazowszu bez pomnika ku czci poległych patriotów; tym razem w Powstaniu Styczniowym. Za każdym razem zastanawia nas, czemu tylu było chętnych do ginięcia zamiast do pracowania dla Polski.
Powoli wracamy do Tłuszcza. Jedziemy w stronę Jaźwi i Franciszkowa, Miąse i Dzięciołów. Jeszcze chwila i znowu jesteśmy w Złotym Ulu.
Ola i Kasia lubią swoją gminę, lubią mieszkać w Tłuszczu. Ola prowadzi krajoznawczy fanpage Bike'ova Ola. Kasia jest właścicielką Złotego Ula. To przyjemna przestrzeń, gdzie można spędzić urlop, poprowadzić kameralne szkolenie, zrobić sesję zdjęciową.
Na koniec wycieczki Ola i Kasia goszczą nas wspaniałą jajecznicą. Zebrane podgrzybki wzbogaciły smak.
A na deser, upieczony przez Kasię, genialny sernik wiedeński.
Pijemy kawę i herbatę i nie chce się nam ruszać. Ale pora opuścić gościnne progi i wracać do domu.
Znowu w pociąg – kierunek Warszawa Wileńska.