Ku ujściu
Długość trasy: 41 kilometrów.
Okolice Otwocka zawsze nas przyciągały - jeździliśmy wzdłuż linii Otwockiej wiele razy. Mamy sentyment do sosnowych lasów i drewnianej architektury. A jednak wciąż są miejsca, które poznajemy po raz pierwszy.
Ruszamy spod ambasady Brazylijskiej, trochę nie wiadomo z jakiego powodu - już nie tylko cele podróży są nieoczywiste. Wzdłuż Trasy Łazienkowskiej, a potem ulicy Płowieckiej jedziemy w stronę Wawra.
Droga dla rowerów jest dość przyjemna prawie do Traktu Lubelskiego. Na wysokości, nomen omen, sklepu rowerowego Dahon droga urywa się bez żadnej informacji. Nagle zostaje się wrzuconym na przystanek autobusowy, albo ruchliwą jezdnię – i tak jest od bardzo już wielu lat.
Skręcamy w Błękitną. Dojeżdżamy do Widocznej i tu niespodzianka – pojawia się elegancka, asfaltowa droga dla rowerów. Ale szczęście nie trwa długo, przed Lucerny i ta droga urywa się bez ostrzeżenia.
Porzucamy nadzieję i skręcamy w Mrówczą. Zaraz dostajemy nagrodę – nieco sterany, ale okazały świdermajer spogląda na nas z boku.
Na wysokości stacji Warszawa Radość odbijamy w stronę Powojowej. Tu, w Wawerskim Centrum Kultury, jest wystawa będąca częścią 9. Festiwalu Świdermajer. Dużo tu zdjęć i informacji o linii otwockiej.
Po drugiej stronie ulicy Powojowej, stoi biedny świdermajer. Tylko wyobraźnia podpowiada jak kiedyś wyglądał. W okolicy jest sporo zniszczonych drewnianych domów, wciąż są informacje, że kolejny się spalił. Mamy wrażenie, że tych zadbanych, tych które przetrwały w dobrym stanie, jest zdecydowana mniejszość.
Dalej jedziemy Mozaikową, która wznosi się wiaduktem nad Południową Obwodnicą Warszawy. Jest tu nawet jakiś ogryzek drogi dla rowerów, ale to tylko chwilowe, droga zaraz znika, kolejny już dzisiaj raz. Pewnie można się ucieszyć, że przy każdej nowej inwestycji drogowej powstaje rowerowy kawałek, jednak apetyty mamy zdecydowanie większe – już pora by drogi dla rowerów towarzyszyły każdej drodze dla samochodów.
Początkową i Samorządową dojeżdżamy do cmentarza w Józefowie. Potem na Wawerskiej mijamy Rondo Tadeusza Nalepy. Wreszcie jakiś ludzki, niebogoojczyźniany, nienadęty patron.
Przy Wawerskiej i Wodnej stoi gigant świdermajer – restauracja Willa Brzegi. To nowy budynek, ale wzniesiony z poszanowaniem świderskiej tradycji.
Kołłątaja i Staszica wjeżdżamy do centrum Otwocka. Jedziemy do Galerii Handlowej Kupiecka, mieszczącej się przy ulicy Kupieckiej. Rzadko centra zakupowego rozpasania są naszym celem. Dzisiaj okazja jest i podniosła i poważna. W ramach Festiwalu Świdermajer ma zostać odsłonięta tablica upamiętniająca żydowską, a raczej handlową historię dawnej ulicy Kupieckiej.
Przed II Wojną Światową na miejscu galerii było handlowe centrum Otwocka. Na tablicy odwzorowano przedwojenny układ ulic w tym miejscu. Wspaniałe jest to, że umieszczono także listę żydowskich właścicieli sklepów i warsztatów. Ludzie ci przestali być anonimowymi kupcami - są rzeźnikiem Szlamą, czy Esterą ze sklepu z artykułami piśmiennymi. Inicjatorem umieszczenia tablicy był Wojciech Krawczyk, współwłaściciel Galerii Kupieckiej. Obecni także byli Jarosław Margielski, Prezydent Otwocka oraz Krzysztof Szczegielniak, Starosta Otwocki.
A i impreza była zacna: grał kwartet smyczkowy i był bardzo porządny poczęstunek.
Posłuchaliśmy muzyki, pojedliśmy to i owo i ruszamy w stronę Gurewicza, kolejnej atrakcji Festiwalu Świdermajer. Fajnie, że w Otwocku i okolicznych miejscowościach, nawiązują do tradycji architektonicznych świdermajerów – otwockie przystanki autobusowe też mają te charakterystyczne zdobienia.
Po drodze do Gurewicza zahaczamy o Park Miejski. Między drzewami skrywa się cukiernia Sosenka (właściciele są ci sami co restauracji Willa Brzegi). Piotrek uwielbia ich lody – można je kupić także na Saskiej Kępie.
Okazały budynek Liceum imienia Gałczyńskiego – patron liceum jest autorem nazwy świdermajer – pięknie się prezentuje w głównej alei parku. Zabawne, że budynek dzisiejszej szkoły (zbudowany w latach dwudziestych XX wieku) powstał z przeznaczeniem na kasyno.
W Gurewiczu odbywał się finisz festiwalu. Gurewicz wiadomo – perła w stylu świdermajer. Kiedyś pensjonat Abrama Gurewicza, dzisiaj nowoczesna klinika ortopedyczna. Dostał nowe życie dzięki dealerowi Toyoty. Byliśmy już tu kiedyś, nadal wykonanie powala. A dzisiaj koncerty, lody, wystawa fotografii i sporo ludzi.
Mamy w planie jeszcze jedno miejsce. Interesuje nas ujście Świdra do Wisły. Jest w historii naszych wycieczek droga do źródeł – dzisiaj pojedziemy w odwrotną stronę. Od Górewicza jedziemy Batorego a potem Łąkową i jakąś ścieżyną wzdłuż Świdra. Tym razem to na życzenie Marcina jest ten mały krosik, choć jak wiadomo, miejskie rowery to nie najlepsze narzędzie do terenowej jazdy.
Momentami błocko jest głębokie, ale potrzeba eksploracji jest w nas wielka. I wreszcie widać Wisłę.
Jest coś magicznego w miejscach łączenia dwóch rzek, podobne wrażenia mieliśmy przy ujściu Nysy do Odry. Świder leniwie wpływa do Wisły i już go nie ma. A brzeg po drugiej stronie na wyciągnięcie ręki, prawie na piechotę do pokonania.
Gapimy się i napawamy, ale pora wracać. Znowu przez błotko, które nas już męczy, więc próba schodami. Wspinamy się na Nadwiślańską, a potem poboczem dojeżdżamy do Wyszyńskiego i docieramy na stację w Józefowie.
Potem w pociąg i do Warszawy. Piotrek wysiada na Olszynce Grochowskiej, Marcin na Dworcu Zachodnim.