Brwinów - infrastruktura pod wezwaniem
Długość trasy: 53 kilometry.
Marcin wyczaił jakiś dogodny przejazd z Raszyna do Brwinowa. Jedziemy go oblukać.
Ruszamy z Powiśla i Zajęczą wspinamy się na skarpę. Pierwszy raz widzimy wykończony budynek przy Dynasach. Jak wiadomo, na przełomie XIX i XX wieku był tu tor kolarski; budynek stoi na skraju tamtego terenu. By sparafrazować Filipa Springera: „co Warszawa ma z tego budynku?” - zadajemy sobie pytanie. Otóż nic. Brzydkie to jest, klocowate. Nadbudowane na rotundzie, w której pod koniec XIX wieku pokazywano obraz „Panorama Tatr”. Kawał betonu wsadzony w wiślaną skarpę.
Dysząc z lekka, dojeżdżamy do Świętokrzyskiej, a potem Kasprzaka i skręcamy w Prymasa Tysiąclecia. Za rogiem Prymasa i Jerozolimskich Marcina zatrzymuje panorama miasta z elementami industrialnej urody. Piotrek nigdy nie zrozumiał, skąd takie estetyczne upodobania.
Z Jerozolimskich skręcamy w Jutrzenki, ostatnio często przez nas odwiedzaną.
Jutrzenki, to niepozorna, wciąż zmieniająca się ulica. No i jaka ona jest długa! Leci aż do Opaczy – dla nas to dogodny wylot na Raszyn czy Pruszków.
Rebusową i Słowikowskiego dojeżdżamy do Alei Krakowskiej, już w Raszynie. Patron ulicy, Mieczysław Słowikowski, to barwna postać. Agent polskiego wywiadu podczas II Wojny Światowej, mający duże zasługi przy lądowaniu wojsk amerykańskich i brytyjskich w Afryce Północnej w listopadzie 1942 roku. Do tego znajomy sławnej amerykańskiej tancerki Josephine Baker. I jeszcze właściciel fabryki płatków owsianych w Algierze. Ale czemu Słowikowski patronuje ulicy w Raszynie?
Aleją Krakowską dojeżdżamy do Stawów Raszyńskich. Zwykle oglądamy je od strony Alei, tym razem widzimy je od zaplecza, od ulicy Zacisze. Dość dziwnie wygląda kameralny staw na tle wiaduktu obwodnicy. Ale jeśli o tym zapomnieć, to można uwierzyć, że Rezerwat Stawy Raszyńskie jest doskonałym miejscem dla krzyżówek i czapli.
Z Alei Krakowskiej skręcamy w Centralną, mijamy Puchały i przecinamy obwodnicę Warszawy – Trasę Bohaterów Bitwy Warszawskiej 1920 roku.
Dojeżdżamy do Venecia Palace. Gdy byliśmy tu w 2014 roku, hotel wyglądał źle. W 2022 wyglądał jeszcze gorzej. Dzisiaj widzimy, że trend się utrzymuje. Rozczulające są komentarze na Booking.com: „koty zjadające z talerzy gości resztki dań, permanentny brak ciepłej wody w łazience”, „widok z okna na jakieś śmietnisko”, „brudne ręczniki”.
Kasztanową przecinamy rzeczkę Raszynkę i wzdłuż niej, jedziemy ścieżką imienia Vico nel Lazio. Tym razem to patron zbiorowy, włoskie miasto, z którym „Gmina Michałowice współpracuje na zasadzie związku partnerskiego - „gmin bliźniaczych”. Hm, Lacium to centralna część Włoch – bliźniactwo jest chyba dwujajowe.
Ścieżka jest elegancka i wygodna. Z tych, co lubimy najbardziej: asfaltowa, środkiem lasu. Ta biegnie wśród pól i trafia się nawet miły staw.
Zaskakująco pojawia się też pole golfowe, to wciąż rzadki widok w Polsce.
Trasa jest nie tylko porządna, zadbano też o posadzenie drzew. Zapewniono miejsca odpoczynku i hit rowerowy – skośnie zawieszone kosze, by rowerkowcy mogli trafić śmieciami we właściwe miejsce.
Ścieżka kończy się eleganckim przejazdem przez drogę relacji Reguły-Pęcice. Jest sygnalizacja świetlna, most pieszo-rowerowy.
Dalej trasa biegnie wzdłuż Raszynki, ale jest już tylko piaszczystym duktem. Intrygujący jest patron kolejnego fragmentu drogi, tym razem rajd upamiętniający starcie sił AK i wojsk niemieckich 2 sierpnia 1944 roku.
Jedziemy w stronę Pęcic i trafiamy na cmentarz ofiar I Wojny Światowej.
Jak często na Mazowszu, zgodnie leżą tu zwłoki Niemców, Polaków, Rosjan.
Drogą przez stawy Pęcickie dojeżdżamy do Pruszkowa.
Do miasta wjeżdżamy wiaduktem nad linią WKD-ki.
Mijamy Pałac Teichfelda, omijamy cmentarz i Działkową kierujemy się w stronę Parzniewa.
Trafia się nam okazja na zakupy, ale nie bardzo jak mamy zabrać towar ze sobą.
Z Parzniewa znowu mamy elegancką infrastrukturę. Jest lepiej z jakością dróg dla rowerów na Mazowszu. Spotykamy coraz więcej porządnych rozwiązań: dróg dla rowerów, pasów rowerowych. Nowo budowanym drogom zwykle towarzyszą rozwiązania rowerowe.
Wjeżdżamy do Brwinowa. Wita nas mural przedstawiający Kazimierza Pawlaka z serii filmów „Sami swoi”, granego przez Wacława Kowalskiego, który mieszkał i zmarł w Brwinowie. W kinach grają teraz prequel tej już prawie sześćdziesięcioletniej komedii.
Mijamy też pomnik jakiegoś dorosłego harcerza, może to Baden-Powell, twórca skautingu? Nie, to Ignacy Kozielewski, patron ronda i autor hymnu harcerskiego „Wszystko co nasze”.
Kozielewski mieszkał w Brwinowie przez kilkanaście lat.
Po małej kawce w Brwinowie ruszamy w stronę Warszawy. Do tej pory pogoda była słoneczna, a lekki wiaterek delikatnie muskał nas po twarzach. Teraz pogodzie coś się pokręciło, zaczęło mocno wiać – spowalnia nas to w wycieczce, a poza tym jest mało sympatyczne.
Mijamy uprawy wierzby energetycznej, wykorzystywanej jako biopaliwo.
Dumnie sterczy też komin Elektrociepłowni Pruszków.
Przecinamy Autostradę Wolności i znowu jesteśmy w Pruszkowie.
Moszna? Moszna.
Za Utratą skręcamy w stronę torów i jedziemy w kierunku Piastowa. Tu znowu jest porządna droga dla rowerów. Ciekawie się jedzie tak blisko pociągów.
Mijamy budynek dawnej dyrekcji Warsztatów Naprawy Wagonów Towarowych.
Na terenie warsztatów był obóz przejściowy dla mieszkańców Warszawy wygnanych z miasta po Powstaniu Warszawskim. Do dzisiaj zostały hale naprawcze i biedne lokomotywki.
Usytuowanie drogi dla rowerów wygląda tak, jakby PKP podzieliło się swoim terenem.
Piotrek ma dość wiejącego w twarz wiatru. Łapiemy w Piastowie pociąg i jedziemy do Warszawy.