Ku przyszłości
Długość trasy: 33 kilometry.
Pojechać do Otwocka inną trasą – to jest wyzwanie. Już parę razy wybieraliśmy się w tę stronę, jednak upieramy się znaleźć inną i spokojniejszą drogę. Jak mówi Marcin, ile razy można jechać wzdłuż torów.
Jadąc Międzyborską kierujemy się w stronę Trasy Łazienkowskiej. Piotrek mgliście pamięta czasy gdy sztandarowa gierkowska inwestycja ryła rów w grochowskiej ziemi. Poligonową zmierzamy w stronę Balatonu i Bora Komorowskiego przecinamy Gocław. Piotrek zapamiętał te okolice jako lotniskowe błonia i miejsce ucieczek spod babcinej kurateli. Można było położyć się na trawie i popatrzeć jak na niebie rozkwitały czasze spadochronów, a małe samolociki kręciły beczki i inne artystyczne figury.
Na Samolotowej przy Bora mijamy sklep rowerowy Bikeman, gdzie Piotrek kupował sakwy Ortlieba i gdzie można je naprawić gdy się przetrą; do niedawna naprawy były za darmo.
Na Gocławiu jest jeszcze jeden ciekawy sklep: Beat Bike. Sklep jest polskim dystrybutorem Gates Carbon Drive, czyli węglowego napędu do roweru. Ostatnio interesuje nas takie rozwiązanie i poważnie zastanawiamy się nad pożegnaniem poczciwych łańcuchów i pożeglowaniem w stronę takiego właśnie napędu.
Przejeżdżamy pod Trasą Siekierkowska i suniemy Sęczkową. Jazda trochę jak na saneczkach, bo droga nie odśnieżona. Tam gdzie jest ruch samochodowy, nawierzchnia jest rozjeżdżona. A gdy chcemy przenieść się na drogę dla rowerów, to zaczynają się piruety na lodowej nawierzchni.
Sęczkowa ciągnie się dość długo zapewniając nam różnorakie doznania. Raz, związane z obcowaniem z architekturą nowoczesną – mniej lub bardziej wysublimowaną. Dwa, dając nam możliwość kontaktu z lekko podmarzniętą przyrodą. Przecinamy kanał Nowa Ulga, wzdłuż którego podążaliśmy pewnego lata.
W okolicach skrzyżowania z Traktem Lubelskim znosi nas w stronę Wału Miedzeszyńskiego. A potem ściąga nas restauracja inna niż wszystkie. I rozkosznie udrapowane zimowym anturażem niby to stojaki na rowery.
Skręcamy w Strzygłowską i potem w Przewodową. Dalej wybiega ku nam Celulozy i Zatrzebie. Okazuje się, że ulica Zatrzebie zastąpiła parę lat temu nieprawomyślnego Generała Waltera, co się kulom nie kłaniał. Świerczewski najpierw stracił swoją ulicę na rzecz Alei Solidarności, a potem nawet ten niewielki kawałek drogi. A zatrzebie to (...) Jak podaje prof. Kwiryna Handke w Dziejach Warszawy nazwami pisanymi, zapewne rosły tu zarośla, które wytrzebiono, czyli wykarczowano.
Opad śniegu jest poważny, więc nie dziwi nas widok pługu śniegowego będącego w gotowości do akcji zima.
Nie nerwowo i raczej niezbyt szybko zmierzamy nadal w stronę Otwocka. Teraz prowadzi nas Bysławska, a zaraz potem nasze romantyczne natury mogą posmakować Poezji. A Poezji przechodzi w Stanisława Jachowicza, bajkopisarza, autora wiekopomnych strof Pan kotek był chory i leżał w łóżeczku, I przyszedł pan doktor: - Jak się masz, koteczku!
Mijamy Zapomnianą, Przylaszczkową, Krokusów, Werbeny i tak aż do Granicznej – niespodziewanie jesteśmy w Józefowie. Przed chwilą byliśmy w Falenicy, czyli w Warszawie. Teraz jesteśmy w Michalinie, ale jednak w Józefowie. Jak widać nie tylko Warszawa połyka mniejsze miejscowości.
Kontynuujemy wątek literacki i teraz jedziemy Puszkina, którą nagle przedziela cmentarz; jak wiadomo wycieczka bez cmentarza jest wycieczką niepełną.
Potem porzucamy literackie wątki i poruszamy się Wawerską i Wiślaną. Jednak dajemy się na chwilę wybić z rytmu, bo na ul. Ejsmonda – kolejnego bajkopisarza, natrafiamy na coś na kształt bunkra.
Znajdujemy też ogłoszenie o zimowej przechowalni dla rowerów. Trochę się dziwimy, że taka usługa jest dostępna w takiej niewielkiej miejscowości.
Jastrzębia i Godebskiego docieramy do Świdrów Małych. W Wikipedii piszą, że Świdry były kiedyś miejscowością powstałą przy drodze biegnącej wzdłuż Wisły. Nawet był tu most drewniany na Wiśle, ale Niemcy wysadzili go w 1944 roku. Ale skąd nazwa Świdry? Z powodu rzeki Świder, niedaleko wpadającej do Wisły. Tyle, że Świder wpada do Wisły w Świdrach Wielkich. Zabawne, bo Świdry Małe są na terenie Józefowa, a Świdry Wielkie na terenie Otwocka. Mijamy po drodze Aleję Przyszłości, która biegnie wprost w las. O jakiej przyszłości myślał autor, gdy tak nazywał ulicę?
Jadąc Nadwiślańską przecinamy Świder. Jakoś tak się składa, że głównie zimą podziwiamy uroki tej rzeki. Choć zdarzyło się nam tutaj być także gdy pogoda była bardziej przyjazna.
Po przekroczeniu Świdra jesteśmy już na terenie Otwocka. Dzisiaj miasto nie dostarcza nam jakiś specjalnych wizualnych atrakcji. A może my nie jesteśmy dzisiaj gotowi na smakowanie Otwocka.
Nie chce się nam już specjalnie jeździć, więc kierujemy się na dworzec w Otwocku, do znanej już nam Cafe Lokomotywa. Są dobre ciacha i niezła kawa. Zresztą wybór kaw i herbat jest imponujący. Można wypić kawę nie tylko z ekspresu ciśnieniowego, ale też z dripa.
Sporo jest w kawiarni bibelotów i sprzętów odwołujących się do przedwojennej historii miasta.
Ale jest też coś jeszcze. Nie pamiętamy czy było tak poprzednim razem, jednak teraz rzuca się nam w oczy duża liczba lekko frywolnych przedwojennych fotografii.
Napojeni, najedzeni i lekko rozleniwieni decydujemy się na powrót SKM. A tam niespodzianka, przynajmniej dla Piotrka. W pociągu, przy miejscach do przewozu rowerów, są gniazda USB. I w dodatku działające – Piotrek w czasie podróży ładuje telefon.
Po 40 minutach jesteśmy na Wschodniej i ruszamy do domów.