Nadarzyn ze słuchu

Długość trasy: 51 kilometrów.

Cmentarze bywają dla nas motywacją. Nie tylko do bezpiecznej jazdy, ale też do wypadów poza Warszawę. Czasem poszukiwania miejsc pochówku trwają długo i nie od pierwszego razu kończą się sukcesem. Dzisiaj wzywa nas cmentarz w Nadarzynie.

Ruszamy w stronę Alej Jerozolimskich i alejami w stronę węzła Łopuszańska. Zwykle dalej jedziemy ulicą Jutrzenki, tym razem jednak trzymamy się dźwiękoszczelnych ekranów i trafiamy w techniczną drogę towarzyszącą Alejom. Kiedyś zastanawialiśmy się, jak by to było jechać wzdłuż autostrady techniczną drogą. Pewnie nuda, jednak może ma to sens. Przynajmniej spokojnie i po dobrej nawierzchni. Droga lekko meandruje. Mijamy tory WuKaDki i okazuje się, że droga jednak nie jest taka techniczna, bo da się z niej wjechać na obwodnicę, a w zasadzie na krajową siódemkę. Te betonowe drogi i ślimaki są kompletnie anonimowe i nie bardzo wiemy gdzie dokładnie jesteśmy.

zdjęcie zdjęcie zdjęcie

Mijamy Opacz Wielką i Kolonię Opacz. Ile tego betonu tu jest wkoło. Niesamowite jak wiele miejsca zajmują bezkolizyjne skrzyżowania. Ile trzeba przestrzeni zająć by pojechać samochodzikiem szybko i wygodnie.

zdjęcie zdjęcie zdjęcie

My twardo schowani za ekranami jedziemy w stronę Nadarzyna. Świat tu też jest schowany. Wsie wciśnięte między S8 a Aleję Krakowską chyba się trochę duszą w tym motoryzacyjnym uścisku. Oglądamy zaplecze czegoś, ale chyba poza zapleczem nic tu nie ma.

zdjęcie zdjęcie zdjęcie zdjęcie

W oddali widać Hotel Venecia. Byliśmy kiedyś w tym przybytku i dzisiaj nadal trudno nam uwierzyć, że ktoś chciałby tam odpoczywać lub organizować własne wesele.

zdjęcie zdjęcie zdjęcie zdjęcie zdjęcie

Krajobraz trochę księżycowy. Jakby ktoś tu był i potem poszedł sobie zostawiwszy cywilizację. Zastanawiamy się, jak ludzie tu dojeżdżają, czy tylko samochodami? I widzimy panią dokądś idącą i zaraz też widzimy przystanek miejskiego autobusu. Nie wiemy, czy nazwa Ku słońcu jest wyrazem marzeń czy raczej czyjejś dezynwoltury.

zdjęcie zdjęcie zdjęcie zdjęcie

Nadal staramy się trzymać kurs na Nadarzyn. Z Wypędowa jedziemy w stronę Sokołowa. Krajobraz nadal niespójny. Hale dużych logistycznych centrów sąsiadują z wiejskimi domkami. Co tu jest na swoim miejscu? Hale czy chałupki?

zdjęcie zdjęcie zdjęcie zdjęcie zdjęcie

Jakiś czyścioszek umieścił przy drodze ciekawy napis. Tyleż ciekawy co nieegzekwowalny.

zdjęcie

Przed nami sporo domów i małych ulic. To Paszków - wąski spłachetek terenu, z równoległymi uliczkami bez poprzecznych połączeń.

zdjęcie zdjęcie zdjęcie

Mijamy centrum handlowe Ptak Warsaw Expo, przecinamy S8 i zbliżamy się do Walendowa. A tam nad Utratą usadowiły się liczne stawy rybne. Jest też, sławny wśród znajomych Piotrka Karp i Karpik, gdzie można zjeść smaczne ryby. Szczęście nas opuściło i zaczęło padać. Równo, niezłomnie, obrzydliwie.

zdjęcie zdjęcie zdjęcie zdjęcie

Z Walendowa droga prowadzi prosto do Nadarzyna. Gdzieś tu w okolicy, w pobliżu drogi, jest Cmentarz Żydowski. Jesteśmy gdzieś pomiędzy Kajetanami i Nadarzynem. Mapa pokazuje, że cmentarz jest blisko ulicy o nazwie Brzozowa. Majaczy nam ścieżka w lesie, wjeżdżamy w las, za chwilę natykamy się na płot. Próbujemy z drugiej strony – znowu płot. Jeszcze jedna próba, drogą bardziej cywilizowaną, między jakieś domki. I znowu nic. Cmentarza brak, a my jesteśmy chyba ma tyłach Światowego Centrum Słuchu. Tylko co tu robią zwierzęta?

zdjęcie zdjęcie zdjęcie zdjęcie

Przebijamy się opłotkami do Centrum Słuchu i wjeżdżamy na jego teren. Na leczeniu słuchu pewnie się tu znają, ale na architekturze chyba mniej. Jest tu raczej majestatycznie niż przytulnie.

zdjęcie zdjęcie

Wracamy do Brzozowej i po przecięciu Gierkówki wjeżdżamy do Nadarzyna. Deszcz nadal nie zachęca do zwiedzania. W samym Nadarzynie mamy poczucie bycia w środku węzła komunikacyjnego. Krzyżują się tu drogi na Warszawę – Katowice, Piaseczno, Grodzisk, Błonie, Pruszków. Pełno tu samochodów, dzisiaj nie widzieliśmy tylu aut i miasteczko znika pokryte ich nadmiarem. Spokojniej jest trochę na Rynku.

zdjęcie zdjęcie zdjęcie zdjęcie zdjęcie zdjęcie

Nie chce nam się już jeździć i postanawiamy złapać WuKaDkę w Podkowie Leśnej. Ruszamy przez Las Młochowski. Pewnie latem jest tu urokliwie. Dzisiaj jest głównie woda i błoto . Drogi są porozjeżdżane najpewniej przez samochody zwożące drewno z lasu. Jest generalnie dość smutno. Dobra wiadomość jest taka, że jest ciepło i nie marzniemy.

zdjęcie zdjęcie zdjęcie zdjęcie zdjęcie

Wyjeżdżamy z lasu i w zasadzie zaraz jesteśmy w Podkowie. Szczęśliwie pociąg mamy dosłownie za kilka minut. W WKD-ce zdejmujemy przemoczone ciuchy, trochę schniemy. Po 40 minutach jazdy jesteśmy na dworcu Warszawa Śródmieście. Zakładamy wilgotne ubrania i kręcimy szybko – byle do domu.


WKD Opacz S8 Hotel Venecia Wypędów Paszków Kajetany Karpik Las Młochowski Podkowa Leśna