Definicja szaleństwa
Długość trasy: 46 kilometrów.
Marcin, wariacie — powiedział Piotrek — jedźmy do Tworek. Wiadomo, droga jest celem, ale prawdziwy cel to koniec drogi — jeden wszystkim.
Spotykamy się na placu imienia Narutowicza, zamordowanego przez nacjonalistę prezydenta 2. RP. Kolejnego prezydenta wybiera właśnie współczesna Polska — jest dokładnie połowa między pierwszą a drugą turą wyborów.
Plac Narutowicza zagospodarowany tak sobie.


Miała być zstępna Piotrka, jak onegdaj już bywało, ale zabalowała, jedziemy więc sami. Pogoda za to dopisuje. Ruszamy Barską, która jest znana z urazów (bo jest tu urazówka) i płynnie przeskakujemy przez Szczęśliwice, prosto w Jerozole, które tradycyjnie są samochodowym ściekiem. Zmierzamy w kierunku Pruszkowa. Dookoła brzydota trasy wyjazdowej z Warszawy.


Trochę ładniej robi się, kiedy uciekamy w mniejsze ulice. Gdzieś w Czechowicach, czyli najbardziej południowo zachodniej części Ursusa, odbijamy w ulicę Bodycha. Zabity przez hitlerowców powstaniec patronuje nic nieznaczącej uliczce na skraju miasta.

Kręcimy w stronę Reguł. Po drodze Piotrek pokazuje Marcinowi aparaturę do zbierania zużytych olejów. Spożywczych. Stoi sobie toto pod urzędem Michałowic i co prawda nie robi "ping", ale to i tak pewnie najdroższa maszyna w całej gminie.


Na powitanie ustrojstwo wypluwa plastikową butlę do zbierania popłuczyn po smażeniu.

Jedziemy Żeglugi Powietrznej, mazowiecki klasyk — płaska trasa pośród pól, ale ładna i zielona.

Od stacji Malichy wzdłuż torów dojeżdżamy do Tworek, dzielnicy Pruszkowa.

Mijamy dawną kasę biletową WKD-ki.

Kasa jest nieczynna, ale pociągi jeżdżą po torach, czyli normalnie.


To miejsce pokazuje, jak różnorodny jest Pruszków, ma blokowiska, ma cuchnące spalinami drogi przelotowe, ale też spokojne cmentarze i malownicze parki. Miejsce, do którego zmierzamy, to jednocześnie cmentarz i park, bo celem dzisiejszej podróży jest założony w XIX wieku Szpital Tworkowski, zwany u zarania Warszawską Lecznicą dla Obłąkanych. I zaiste, obok jest Cmentarz przy Szpitalu dla Nerwowo i Psychicznie Chorych. My jesteśmy jeszcze niezdiagnozowani, ale chcieliśmy obejrzeć teren szpitala, który jest otwarty i ładnie utrzymany.






W sumie park wokół szpitala bardziej przypomina las niż park. Zieleń koi jak opium.


Obok ciekawy hub rowerowy — wiata ze stojakami (niestety łamikółka), obok ładowarka rowerów elektrycznych, miejsce odpoczynku i stacja roweru publicznego. Wtem! Uświadamiamy sobie, że Pruszkowski Rower Miejski nie jest już zgodny z Veturilo po aktualizacji do wersji 3 kropka 0.




Wracamy. Jedziemy wzdłuż Utraty, między terenem szpitala a Gospodarstwem Rybackim w Pęcicach. Piękny to teren zielony.










Gdzieś nad roślinnością wystaje kopuła toru kolarskiego w Pruszkowie, który kiedyś odwiedziliśmy, ale zupełnie nie było warto.

Utratę gdzieś utraciliśmy, ciek zmienia się w Raszynkę, tam sobie odbijamy i fajną infrastrukturą pośrodku niczego suniemy w stronę Raszyna. Przyjemny to kawał drogi w poprzek ścieżek samochodowych.




W końcu mijamy słynny Venezia Palace, symbol prestiżu i wyszukanego smaku. Potem, zupełnie bez powodu, jedziemy dookoła Lotniska Chopina, żeby finalnie wbić na Okęcie Pola.

Chwilę później żegnamy się, Piotrek jedzie na Grochów, a Marcin nie.